wtorek, 18 sierpnia 2015

10. dubium

                -Naprawdę się cieszę, Hermiono, że w końcu znalazłaś czas dla swojego przyjaciela - mówił Harry, a ja uśmiechnęłam się. Siedzieliśmy w sali transmutacji w ostatniej ławce. Niedaleko siedział Malfoy i Zabini, jednak nie tylko Draco potrafił udawać obojętność. Mi również wychodziło to całkiem dobrze.
                Tego dnia ćwiczyliśmy zmienianie kolorów włosów i brwi. Lavender przyprawiła Ronaldowi różowe włosy i pół klasy słyszało kłótnię pary, ponieważ Brown uznała, iż jej ukochany wygląda niesamowicie seksownie w takim kolorze i nie zamierzała mu przywrócić oryginalnej rudej barwy. Ron z kolei tak się zdenerwował, że ścisnął swoją różdżkę, że ta wystrzeliła iskrami, które spaliły brwi Lavender. Po sali rozległ się krzyk, profesor McGonagall próbowała uspokoić roześmianą klasę, Lavender wybiegła z sali, a za nią Ron, który nadal miał wściekle różowe włosy. Wyglądały jeszcze bardziej komicznie w połączeniu z jego czerwoną twarzą.
                Profesor McGonagall długo próbowała powstrzymać swój śmiech, jednak na jej ustach w końcu pojawił się malutki uśmiech, który zaraz zastąpiła srogą miną. Potrafiła przybierać maski prawie tak dobrze jak Draco Malfoy.
                Mój nastrój znacznie się poprawił, śmiałam się, nawet nie próbując tego kryć. Kiedy jednak Malfoy zerknął na mnie, ponownie odechciało mi się wszystkiego.
                -Jak się czujesz? - zapytał Harry, a ja spojrzałam na niego niespokojnie. Dopiero po kilku sekundach zreflektowałam się, że on wcale nie mówi o Malfoyu. Niestety, skrywane tajemnice doprowadzały mnie powoli na skraj szaleństwa. Zastanawiałam się, czy mój najlepszy przyjaciel, który tak wcześnie odkrył Malfoya, czasem po prostu nie udawał, że nic nie widzi. Ciężko było mi uwierzyć, że tak długo pozostawał ślepy na moje oszustwa.
                -Już lepiej, Harry - odpowiedziałam, a kiedy uniósł z powątpiewaniem brwi, westchnęłam. - Mówię poważnie. Coraz częściej brakuje mi po prostu naszej trójki, kiedy wszystko robiliśmy razem, ale sam widzisz... Z nim nie da się pogodzić. Ale tak jest dobrze, wiesz? Nie muszę znosić Lavender przez cały czas - dodałam, śmiejąc się cicho. Harry zawtórował mi.
                -Taak, wiem, co masz na myśli.
                Przez chwilę siedzieliśmy cicho, próbując zmienić kolory swoich włosów. Używaliśmy do tego lusterka, by lepiej widzieć efekty. Transmutacja ludzka nie była wcale taka łatwa, jednak wychodziło nam to, o dziwo, bardzo dobrze. Teraz tylko bawiliśmy się, zmieniając od czasu do czasu barwę na ciemniejszą bądź jaśniejszą. Żadne z nas nie chciało przypadkowo skończyć z różowymi włosami.
                -Dumbledore dał mi zadanie do wykonania - mruknął cicho Harry, a ja niespokojnie rozejrzałam się po sali. Zatrzymałam dłużej wzrok na plecach Malfoya, ale ten mówił coś szybko i cicho do Zabiniego. Kolejne sekrety w Hogwarcie, zauważyłam w myślach z niesmakiem. Miałam wrażenie, że tego roku wszyscy mieli jaieś tajemnica. Kiedy upewniłam się, że nikt nas nie słyszy, spojrzałam pytająco na przyjaciela.
                - Chodzi o wspomnienie Slughorna... Mam zdobyć jego wspomnienie, Hermiono, ale nie wiem, jak to zrobić - dodał Harry, a ja westchnęłam.
                -Podejrzewam, że to dość istotne wspomnienie?
                -Podobno najważniejsze ze wszystkich wspomnień - dodał Harry i pokrótce opowiedział mi sens zmienionego wspomnienia Slughorna. Kiedy skończył, spojrzał na mnie wyczekująco.
                -Czyli Slughorn dał Dumbledore'owi całkowicie zmienione wspomnienie? Harry, ale to tylko utrudnia sprawę. Skoro nie chciał dać nawet samemu dyrektorowi prawdziwego, to jak on może sądzić, że... - mówiłam, ale mój przyjaciel mi przerwał.
                -Myślisz, że o tym nie wiem? Ale Dumbledore sądzi, że Slughorn zrobi wszystko, by nie stracić mnie ze swojej "kolekcji".
                Zastanowiłam się przez chwilę, marszcząc przy tym brwi. Chciałam bardzo mu pomóc, jednak nic nie przychodziło mi do głowy.
                -Wiesz, Harry... Musisz być delikatny. Nie możesz od razu go o to poprosić.
                -Jest jeszcze coś... Po Świętach nie miałem czasu, by coś ci powiedzieć, ale po prostu muszę zrobić to dzisiaj... - powiedział, ale nagle rozległ się dzwonek, ogłaszający koniec lekcji.
                Wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się w stronę Pokoju Wspólnego. Harry wręcz wychodził z siebie, by mi o tym powiedzieć, ale najwyraźniej nie mógł tego zrobić na korytarzu. Jednak jak tylko przekroczyliśmy próg, pociągnął mnie w stronę pustego stolika.
                -Harry, o co chodzi? - zapytałam z niepokojem.
                -Pamiętasz, jak Malfoy wszedł na imprezę u Slughorna tuż przed Świętami? Snape go wtedy zabrał, a ja udałem się za nimi. I on oferował pomoc Malfoyowi. Mówił, że złożył Wieczystą Przysięgę, że będzie go chronił i że pomoże mu wykonać zadanie, które polecił mu "jego pan"...
                -Harry... - jęknęłam, nie mogąc uwierzyć, że Harry znowu zaczyna ten temat. - Naprawdę sądzisz, że Snape mógłby robić coś za plecami Dumbledore'a? Jestem pewna, że to wszystko ma jakieś wytłumaczenie...
                Harry patrzył na mnie z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Wiedziałam, że nie przekonałam go swoją odpowiedzią, lecz nie byłam w stanie wymyślić czegoś mądrzejszego. Bo, widzicie... Harry nieświadomie powiedział mi coś, co po prostu mnie przeraziło. Wtedy pierwszy raz uwierzyłam, że Malfoy może być śmierciożercą...
                -Hermiono, wiesz doskonale, że to niemożliwe. To po prostu nie może być zbieg okoliczności. Wszystko idealnie do siebie pasuje, musisz to widzieć.
                -Wiem, Harry, wiem... Ale nie mamy dość dowodów, by wnioskować takie rzeczy. Musimy w końcu zaufać naszemu dyrektorowi. Zresztą ja także mam ci coś do powiedzenia... Kojarzysz taką Gryfonkę, młodszą o rok? Samathę?
                -Wiem, Hermiono, że ona zaginęła. Coraz więcej osób się tym niepokoi, ale wszyscy starają się to uciszyć. Nie wiem, o co tu chodzi, ale najpierw atak na Katie, a teraz ona...
                Odetchnęłam z ulgą. Nareszcie ktoś zaczął również się tym przejmować. Minęły niemal trzy tygodnie odkąd Harry wrócił od Weasleyów, a my dopiero teraz mogliśmy w końcu porozmawiać jak przyjaciele. Znajomość i wspólne tajemnice z Malfoyem destrukcyjnie działały na moje relacje z resztą bliskich mi osób.
                -Mam do ciebie prośbę. Czy mogłabyś nadal obserwować Mapę Huncwotów? - zapytał Harry, jakby bojąc się, że mu odmówię. Jednak nie zamierzałam. Wiedziałam, że mój przyjaciel ma znacznie więcej obowiązków ode mnie. Nie tylko musiał trenować quidditcha, odrabiać prace domowe czy chodzić do Dumbledore'a, ale także chciałam, by zajął się w pełni sprawą wspomnienia Slughorna. Poza tym chciałam móc obserwować jedną kropkę z imieniem i nazwiskiem i to z całkiem innych powodów, niż Harry by sobie tego życzył.
                -Oczywiście - odpowiedziałam, a mój przyjaciel się rozpromienił.

***


                Następnego dnia w pokoju wspólnym. pojawiło się ogłoszenie o rozpoczęciu kursu teleportacji, który miał się zacząć w lutym. Z wielką przyjemnością zapisałam się, a zaraz po mnie podszedł Ron, który już kilkakrotnie sprawiał wrażenie, jakby chciał się ze mną pogodzić, jednak ja pozostawałam niewzruszona. Oczywiście nie chodziło o żadną zazdrość czy dumę... Po prostu wiedziałam, że Ron będzie bardziej podejrzliwy na moje zniknięcia. Oczywiście po pocałunku z Malfoyem nie miałam z nim żadnego kontaktu. Od czasu do czasu mijaliśmy się na korytarzu, ale sumiennie unikaliśmy swoich spojrzeń. Niestety nadal łudziłam się, że znowu wrócimy do tych dawnych spotkań, bez których wszystko wydawało się dużo bardziej skomplikowane. Dlatego właśnie nie chciałam godzić się z Ronem... Na wypadek, gdybym znowu chciała wymykać się do Malfoya.
                Kiedy razem z Harrym wpisaliśmy się na listę, zobaczyliśmy jak Lavender zasłania oczy naszemu rudemu koledze, pytając:
                -Zgadnij kto, Mon-Ron?
                Nie zamierzałam patrzeć na to przestawienie, dlatego ruszyłam do wyjścia z salonu. Harry po chwili dołączył do mnie, najwyraźniej również nie mając ochoty tego oglądać, jednak ku naszemu zaskoczeniu Ron dogonił nas tuż przed portretem Grubej Damy. Nawet na niego nie zerkając, dogoniłam Neville'a.
                -Cześć, Hermiono! - zawołał na mój widok, z szerokim uśmiechem na ustach. Odwzajemniłam ten gest, od razu odczuwając jak poprawia się mój humor. Za każdym razem, gdy byłam w pobliżu tego chłopaka, nie mogłam wyjść z podziwu jak zmienił się odkąd przyłączył się do Gwardii Dumbledore'a. Jego pewność siebie wzrosła, nie czuł się już tak odizolowany, a nawet jego zaklęcia były znacznie lepsze. Ponadto był najbardziej chętny, by przywrócić tę grupę, która od dawna już nie istniała. Zawsze odczuwałam dziwny spokój przy Neville'u, gdyż wiedziałam, że na niego zawsze można liczyć, że nigdy nie zdradzi swoich przyjaciół i swoich przekonań. Ale to również wywoływało pewien niepokój, gdyż był jednym z najbardziej narażonych na śmierć z rąk Voldemorta. Osoby takie jak on zawsze szły na pierwszy odstrzał, gdyż były największym zagrożeniem dla sił ciemności. Ponadto był synem Longbottonów, którzy wiadomo jak skończyli...
                -Cześć, Neville! Jak tam, gotowy na kurs teleportacji? - zagadnęłam wesoło, a mój rozmówca westchnął z niepokojem.
                -Sam nie wiem... Znasz mój talent do niszczenia wszystkiego. - Neville próbował zażartować, lecz z łatwością dostrzegłam, że po prostu boi się, że znowu nie podoła zadaniu. Jednak nie zmienił się tak całkowicie... Na co dzień nadal był tym samym chłopakiem, lecz w chwili zagrożenia potrafił wykazać się męstwem i odwagą.
                -Na pewno dasz sobie radę - powiedziałam, klepiąc go pokrzepiająco po ramieniu. - Zresztą robiłeś już dużo odważniejsze rzeczy, wiesz o tym.
                -Ładne przedstawienie, Granger. - Stanęłam jak wryta na dźwięk tego zimnego głosu, którego nie słyszałam od kilku dobrych dni. Neville również stanął obok mnie i patrzył na Malfoya z mieszaniną odrazy i niechęci.
                -Zamknij się - powiedział chłopak, stojący obok mnie, lecz złapałam go za łokieć. 
                -Idź, Neville, policzę się z nim - mruknęłam, a widząc, że nie jest przekonany, pchnęłam go lekko. Bardzo niechętnie odszedł, odwracając się co jakiś czas, a ja zauważyłam w jego oczach coś, co strasznie mnie zaniepokoiło. Lecz po raz kolejny wykazałam się głupotą i podeszłam do Malfoya, patrzącego na mnie z góry z tym swoim ironicznym uśmiechem. Już dawno nie widziałam go w tak znakomitym humorze. Nadal opierając się o ścianę, wysunął rękę i otworzył drzwi do sali. Kiedy weszłam, ówcześnie rozglądając się z niepokojem po korytarzu, zdałam sobie sprawę, że jestem w tym samym pomieszczeniu, w którym Malfoy piątego grudnia poprosił mnie pierwszy raz o pomoc. Usłyszałam jak chłopak zamyka drzwi i wycisza je zaklęciami. Nie odwróciłam się w jego stronę. Nadal stałam przodem do okna z założonymi rękami na piersiach. Nie chciałam z nim rozmawiać... A przynajmniej próbowałam się do tego przekonać.
                Malfoy długi czas nic nie mówił. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że sobie poszedł, ale kiedy już miałam się obrócić w jego stronę, usłyszałam jak podchodzi do mnie szybko i staje za moimi plecami. Wzięłam głęboki wdech, starając się nie zwracać uwagi na jego zapach.
                -Widziałem, że znowu spędzasz dużo czasu z Potterem - mruknął, a ja odniosłam wrażenie, że chłopak powiedział to z pewnym... wyrzutem?
                -Nie powinno cię to dziwić, Malfoy. W końcu to mój najlepszy przyjaciel.
                -Możesz się z nim przyjaźnić, mało mnie interesuje. Ale liczę na to, że nie mówisz mu wszystkiego.
                Wzięłam kilka głębokim wdechów. Miałam wielką ochotę przyłożyć mu w twarz, tak jak w trzeciej klasie. Naprawdę z wielkim trudem się powstrzymałam. Powoli odwróciłam się w jego stronę, patrząc na jego twarz z uniesionymi brwiami.
                -A jeśli nie, to co? - zapytałam z nutką ironii w głosie i zadowoleniem dostrzegłam strach w jego oczach.
                -Nie pogrywaj tak ze mną - ostrzegł, łapiąc mnie za ramiona i popychając na pobliską ścianę. Lekko uderzyłam tyłem głowy o twardą posadzkę, jednak gdy chciałam rozetrzeć sobie dłonią bolące miejsce, Malfoy załapał mnie brutalnie za nadgarstki, trzymając je blisko siebie i nie pozwalając mi się ruszyć.
                -Granger, ostrzegałem cię, że to nie są przelewki... - zaczął, podczas gdy ja próbowałam mu się wyrwać. Jego ucisk stawał się coraz ciaśniejszy, jakby z każdym słowem jego wściekłość wzrastała, mimo że jego głos był w miarę spokojny.
                -Malfoy, puść mnie... - jęknęłam błagalnie, patrząc mu prosto w oczy. Pierwszy raz bałam się go, tak po prostu. Bałam się tego bezlitosnego spojrzenia, silnego ucisku i zaciśniętej szczęki. Jego pewności siebie i groźnej natury.
                Malfoy po chwili jakby się opamiętał i puścił moje nadgarstki, a dłonie oparł po obu stronach mojej głowy, opuszczając swoją i wpatrując się w podłogę.
                -Musisz zrozumieć, że to wszystko jest zupełnie bardziej złożone, niż możesz to sobie wyobrazić. Nawet ty nie jesteś w stanie tego zrozumieć...
                -Spróbuj mi wyjaśnić, Malfoy... - szepnęłam wręcz błagalnie, lecz blondyn uniósł głowę i spojrzał na mnie ze smutkiem, kręcąc głową.
                -Nie mogę. I tak zbyt wiele osób naraziłem.
                Przez długą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. O dziwo nie czułam się z tym źle czy nieswojo. Przyzwyczaiłam się już do dziwnych sytuacji z Malfoyem. Jednak w końcu postanowiłam odezwać się pierwsza.
                -Jak tam eliksir wielosokowy? - zapytałam, choć mógł to się wydawać banalny temat, biorąc pod uwagę tego, co mi niedawno powiedział. Nie wspominając już o naszym ostatnim pocałunku.
                Malfoy przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, co nie było niczym dziwnym. W końcu odpuściłam, nie naciskałam na niego. Na pewno nie tego się spodziewał.
                -Jesteś chodzącą tajemnicą, wiesz, Granger? - Zmarszczyłam zaskoczona brwi. Chciałam coś powiedzieć, lecz nie pozwolił mi. - Cały czas mnie zaskakujesz, choć powoli coraz łatwiej przewidzieć mi twoje kolejne ruchy.
                Poczułam, że się rumienię. Spuściłam wzrok, nie mogąc z siebie wydać żadnego dźwięku. Takie słowa z ust samego Dracona Malfoya potrafiły wywołać dreszcze i przyjemne uczucie w żołądku, możecie wierzyć mi na słowo.
                -Staram się jak mogę. Nie lubię, gdy ludzie nudzą się w moim towarzystwie - oświadczyłam drżącym głosem, po raz kolejny wywołując śmiech u mego rozmówcy.
. Malfoy oderwał jedną dłoń od ściany i zaczesał mi włosy za ucho. Uśmiechnął się ze smutkiem, nie spuszczając wzroku z moich zdziwionych oczu.
                -Nawet nie wiesz jak wiele bym dał, by urodzić się kimś innym - szepnął i przez chwilę odniosłam wrażenie, że znowu mnie pocałuje. Czułam jego ciepły oddech na moich ustach i odruchowo przymknęłam powieki. Jednak po chwili chłopak odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie przepraszająco. Westchnęłam i zacisnęłam pięści, czując się po prostu głupio. Znowu wyprowadził mnie w pole.
                Malfoy skierował się do wyjścia, a ja patrząc na jego plecy, nie mogłam się powstrzymać od zadania jednego pytania, które nurtowało mnie od kilku minut.
                -Co z twoją oklumencją, Malfoy?
                Chłopak przystanął, a ja miałam dziwne przeczucie, że uśmiechnął się pod nosem.
                -Nie musisz się tak o mnie martwić, Granger. Znalazłem zastępstwo... Ale jeśli będziesz kiedyś chciała jeszcze zajrzeć w moją głowę... Wiesz, gdzie mnie szukać - poinformował mnie, po czym szybko wyszedł z opuszczonej już sali, ówcześnie zdejmując z niej wszystkie ochronne zaklęcia. Odczekałam chwilę, po czym również skierowałam się do wyjścia.

***

                Luty nadszedł niepokojąco szybko. Nauczyciele bez przerwy zaganiali nas do odrabiania prac domowych, a większość z nich ciągle mówiła o egzaminach, które czekały nas w następnej klasie. Było to strasznie męczące, choć wiedziałam, że słusznie robią. W końcu czas szybko mija; dopiero co przybyłam do Hogwartu, a już zostały cztery miesiące przedostatniej klasy...  Niestety nie mogłam się poważnie zastanowić nad siłą czasu, gdyż zaczepił mnie mój najlepszy przyjaciel - Harry. Opowiedział mi pokrótce o zadaniu, jakie zlecił mu Dumbledore. Miał wyciągnąć od Slughorna jego wspomnienie, które według dyrektora zostało przekształcone właśnie przez samego profesora eliksirów. Wspomnienie miało dotyczyć przedmiotów, które nazywały się...
                -Horkruksy? Nigdy o nich nie słyszałam...
                -Nie? - zapytał Harry, a ja z łatwością usłyszałam jak wali się jego ostatnia nadzieja. Na pewno był pewien, że jak zwykle wyskoczę z książkową definicją, lecz tym razem po prostu nie potrafiłam.
                -Nie dziw się, Harry. To musi być bardzo zaawansowana czarna magia, skoro Voldemort chciał się o nich czegoś dowiedzieć. Raczej nie będzie łatwo zdobyć informację na ten temat. Ale Harry... Musisz naprawdę dobrze przemyśleć, jak podejść do Slughorna. On za żadne skarby nie ujawni tego, co naprawdę się wydarzyło. Skoro nawet Dumbledore'owi nie udało się tego z niego wyciągnąć... No wiesz, obmyślić jakąś taktykę... - mówiłam, jednak nagle Harry mi przerwał.
                -Ron uważa, że powinienem po prostu zostać w klasie po eliksirach i...
                -No tak, jeśli Mon-Ron tak uważa, to zrób to! - krzyknęłam, czerwieniąc się ze złości. - Przecież on nigdy się nie myli.
                -Hermiono, czy ty nie możesz...
                -NIE! - krzyknęłam ze złością i odeszłam, pozostawiając Harry'ego samego w śniegu.
                Niestety, lekcje eliksirów tego dnia były również męczące. Wszyscy w czwórkę siedzieliśmy przy jednym stoliku razem z Erniem Macmillanem. Przestawiłam bliżej kociołek chłopaka z Hufflepuffu, a dwóch moich przyjaciół po prostu ignorowałam. Usłyszałam jak Ron pyta Harry'ego "Coś ty jej zrobił?", lecz udałam, że tego nie słyszę.
                Tym razem profesor Slughorn postanowił poprowadzić lekcję o antidotach. Jak zwykle udzielałam się na lekcji i zebrałam dziesięć punktów dla swojego domu.
                -...a teraz niech każdy z was podejdzie i weźmie fiolkę z mojego biurka. Zanim zadzwoni dzwonek, sporządźcie antidotum na truciznę we fiolce. Życzę powodzenia, i nie zapominajcie o włożeniu rękawic ochronny! - poinformował nas profesor eliksirów, a ja wystrzeliłam do biurka. Byłam już w połowie drogi, gdy reszta klasy dopiero się ruszyła. Szybko porwałam fiolkę, w której była najciekawsza i najniebezpieczniejsza trucizna ze wszystkich, więc tym samym sporządzenie antidotum było większym wyzwaniem. Wbrew pozorom, nie robiłam tego na pokaz. Po prostu uwielbiałam sprawdzać samą siebie i swoje umiejętności. Nauka sprawiała mi radość, a kiedy w praktyce okazywało się, że wszystkie te godziny spędzone nad książkami okazywały się przydatne, odczuwałam pewną satysfakcję.
                Byłam już przy biurku i wlałam zawartość fiolki do kociołka, rozpalając pod nim ogień, gdy chłopcy z mojego stolika wrócili.
                -To przykre, że tym razem Książę nie będzie ci mógł pomóc, Harry - powiedziałam z przekąsem, nie mogąc się powstrzymać od komentarza. Wszyscy doskonale wiedzieli jak w drugiej klasie skończyła się zabawa z podejrzaną książką i głupota Harry'ego doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
                Z łatwością dostrzegłam, że teraz to Harry się obraził, a ja doszłam do wniosku, że wszyscy zachowujemy się jak banda dzieciaków. Jednak wiedziałam, że moja "kłótnia" z Harrym pójdzie w niepamięć za najpóźniej godzinę. Harry po prostu cenił od zawsze przyjaźń ponad wszystko inne.
                Z satysfakcją zauważyłam, że Harry i Ron niczego nie znaleźli w podejrzanym podręczniku, dlatego zaczęłam używać niewerbalnych zaklęć, by nie mogli podsłuchać. Wiedziałam, że jeszcze chwila i przegonię Harry'ego w tym wyścigu. O Rona się nie martwiłam, zawsze był kiepski z eliksirów i nawet notatki od Księcia, które podpowiadał mu zawsze Harry, nie przynosiły zamierzonych efektów.
                Skończyłam przygotowywać antidotum i zaczęłam je rozlewać do różnych fiolek z zadowoloną miną. Niestety, w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że zapomniałam dodać kilka składników, a w tym momencie w sali rozległo się...
                -Czas... MINĄŁ! No, zobaczymy, czegoście dokonali. Blaise, co ty tam masz?
                Kiedy Slughorn chodził po sali i zaglądał do kociołków, ja w tym czasie próbowałam dodać po cichu kilka składników. Po chwili wyczułam na sobie czyjeś spojrzenie, a kiedy napotkałam wzrok Malfoya, zaczerwieniłam się. Wyglądał na rozbawionego całą tą sytuacją, a jego ironiczny uśmiech zdenerwował mnie.
                Nie mogłam uwierzyć, gdy Slughorn pochwalił Harry'ego za zwykły bezoar! Ja wychodziłam z siebie, próbowałam dodawać wszystko na czas, mieszałam, pociłam się i osmoliłam sobie nos, a on pokazał ten kamień i dostał największą pochwałę! Zerknęłam mimowolnie na Malfoya i satysfakcją dostrzegłam, że także był rozeźlony, jeszcze bardziej niż ja.
                Wychodząc, nawet nie spojrzałam na Harry'ego. Widziałam, że zamierza porozmawiać ze Slughornem, więc tylko rzuciłam wściekłe spojrzenie na Rona i opuściłam salę. Ten dzień był naprawdę okropny.



************************

Cześć, Kochani i Kochane!
Wstawiam dzisiaj bardzo krótki rozdział, bo niestety nie mam kiedy go dokończyć, ciągle jestem poza domem, jutro znowu wyjeżdżam, ale już pod koniec tego tygodnia powinnam dokończyć ten rozdział tak, jak sobie tego od początku życzyłam. 
Wiem, że zaniedbałam strasznie opowiadanie i wielu z Was przestało już pewnie tutaj zaglądać. Ostatni rozdział był w styczniu, ale na czas do czerwca mam konkretne wytłumaczenie - matura. Udało się, zdałam matematykę na 50%, co w moim przypadku równa się z cudem. Jednak przez maturę zaniedbałam także prawo jazdy i dopiero dzisiaj jadę zdać egzamin. Co do rezultatów matury - dostałam się na filologię polską i w październiku będę już na studiach. Cieszę się bardzo, to był mój wymarzony kierunek od dwóch lat, dlatego liczę, że pisanie opowiadania teraz będzie dla mnie priorytetem!  Wiadomo, teraz będę miała więcej czasu niż w zwykłym roku szkolnym, choć też będzie sporo nauki... Zobaczymy! 
Pozdrawiam i przepraszam,
Cave Inimicum