czwartek, 15 maja 2014

5. solitudo

Nie wiem, ile dokładnie czasu spędziłam w Pokoju Życzeń, jednak Draco Malfoy, wbrew moim przekonaniom, nie zjawił się tam. W końcu nie wytrzymałam i położyłam się na kanapie, aby zdrzemnąć się godzinkę czy dwie. Następnego dnia Slughorn załatwił wszystkim uczniom wolny dzień, więc mogłam odespać przyjęcie, a skórzana sofa przy kominku wydawała się wyjątkowo wygodna.
Kiedy kilka godzin później obudziłam się, nie myślcie, że Malfoy się pojawił. A kiedy wyszłam z Pokoju Życzeń, nie mogłam do niego wrócić aż do piątku, kiedy to miałam dodać kolejny składnik do eliksiru.

~~**~~

Pomysł, żebym w ostatni dzień tygodnia o dziesiątej wieczorem musiała dodać pijawki, które są niezwykle ważne podczas ważenia Eliksiru Wielosokowego, był co najmniej szczęśliwym trafem. Salon Wspólny był o tej porze zawsze przepełniony i opuszczenie go niezauważalnie było dziecinnie proste. Gdy przekroczyłam próg pokoju, nie spodziewałam się cudów. Wiedziałam, że jak zwykle jego tam nie będzie, bo przecież co miałby tam robić?
Usiadłam przy stole i sięgnęłam po słoik z pijawkami. Według instrukcji należy dodać siedem, a po każdym dodaniu wymieszać dwa razy według wskazówek zegara, raz w przeciwnym i odczekać dziesięć minut. Wrzuciłam jedną z nich, dwa razy w prawo, raz w lewo. Eliksir przybrał barwę granatową.
             — Zawsze punktualna, czyż nie? — Na dźwięk głosu przepełnionego sarkazmem wszystkie moje mięśnie się spięły. Cóż, nie spodziewałam się, że dzisiaj na niego tam trafię, więc wizyta Malfoya była "odrobinę" szokująca.
               — Owszem, zawsze staram się spełniać obowiązki, do jakich się zobowiązałam, w przeciwieństwie do niektórych — syknęłam, dając szczególny nacisk na ostatnie słowo. Malfoy obszedł stół i oparł dłoń tuż obok kociołka i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
              — Próbujesz rzucić mi jakąś aluzję, Granger?
              — Skądże, przecież ty spełniasz wszystkie swoje obowiązki, Malfoy — warknęłam, po czym wrzuciłam drugą pijawkę, pomieszałam dwa razy w prawo i raz w lewo.
              — Ktoś tutaj chyba za bardzo się zaangażował w swoją pracę, Draco. - Nie spodziewałam się, że w Pokoju Życzeń pojawi się ktoś jeszcze, więc głos Teodora Notta wprawił mnie w osłupienie.
               — Wyluzuj, Teo, bo jeszcze spłoszysz moją asystentkę.
               Malfoy odszedł od stołu i rozłożył się na kanapie, która była ustawiona tyłem do mnie. Teodor posłał mi zaciekawione spojrzenie, jednak ja nie pozostałam mu dłużna i spróbowałam zamordować go wzrokiem. Niestety, nieskutecznie.
                — Powiem ci, Draco, że ani trochę nie podoba mi się ta sytuacja, to jest niebezpieczne — szepnął Nott po kilkuminutowej ciszy, podczas której usiedli na kanapie i popalając papierosy, wpatrywali się w kominek. Ja w tym czasie zdążyłam dodać trzecią pijawkę. Musiałam wytężyć zmysł słuchu, aby móc usłyszeć rozmowę Ślizgonów. Zapewne sądzili, że nic nie usłyszę, ale wiedziałam, że nie mogę stracić takiej okazji.
                  — Odpuść, Nott, powinieneś się cieszyć, że zdecydowałem się na taki krok, dzięki mnie ty i Zabini możecie uratować swoje tchórzliwe dupy — warknął Malfoy, a ja zmarszczyłam brwi.
                   — Draco — zaczął przyjaciel blondyna i rzucił mi zaniepokojone spojrzenie, przed którym zdołałam uciec. Nie mógł się zorientować, że podsłuchuję. — Draco, posłuchaj mnie... Nie możesz tego zrobić, proszę cię...
                 — Zamknij się, Nott, ja sam wiem najlepiej, co jest słuszne, a co nie.
                 — Chyba nie do końca, skoro prosisz o pomoc akurat tę szlamę.
                Zacisnęłam ze złością zęby i już miałam rzucić jakąś kąśliwą uwagą, gdy Malfoy gwałtownie wstał i pociągnął Teodora poza Pokój Życzeń. Zanim wrócił, ja dodałam jeszcze trzy pijawki i pozostała mi tylko jedna. Domyśliłam sie, że Ślizgon musiał coś tłumaczyć swojemu kumplowi z tego samego domu, bo nie było go dobre kilka minut, a gdy wrócił, wydawał się być nieźle zdenerwowany. Usłyszałam jeszcze jego westchnienie, po czym podszedł do mnie z rękoma w kieszeniach spodni od garnituru i z tym swoim ironicznym uśmiechem.
                  — Jesteś zła, Granger, a ja wiem dlaczego — stwierdził, a ja spuściłam wzrok na swoje dłonie, które teraz bezwładnie leżały na blacie stołu. Niestety, musiałam jeszcze poczekać na dodanie ostatniej tego dnia części składników, więc nie mogłam opuścić pomieszczenia, w którym powietrze stało się niewytłumaczalnie gęstsze.
                  — Czyżby? — zapytałam z wyraźnym powątpiewaniem.
                  — Jak najbardziej... — urwał i wziął malutki nożyk, którym zaczęłam się nieświadomie bawić, a następnie usiadł na blacie tuż obok kociołka i sam zaczął bawić się narzędziem do krojenia składników. Niesamowicie się go wtedy bałam, pierwszy raz tak dogłębnie. — Chciałabyś się dowiedzieć, co robię i dlaczego. Jesteś tak cholernie ciekawa, że nawet nie chcesz przestać mi pomagać.
                   — A może chcę po prostu wyciągnąć od ciebie informacje? — Uniosłam brodę i spojrzałam na niego z nienawiścią, gdy cicho się roześmiał, spuszczając przy tym wzrok na swoje dłonie. Chwilę później znów spojrzał na mnie swoimi pozbawionymi uczuć tęczówkami i pochylił się w moją stronę, a ja siedziałam jak sparaliżowana, nie wiedząc, gdzie mogłabym teraz uciec.
                   — Nic z tych rzeczy, wtedy już naprawdę musiałbym cię zabić, Granger. Przykro by było, bo jeszcze będziesz mi potrzebna — wyszeptał, omiatając moje ucho swoim chłodnym oddechem. Po chwili odsunął się na milimetr tylko po to, by móc spojrzeć prosto w moje przerażone oczy. Odłożył nożyk na stół i uniósł jedną z dłoni, by poprawić niesforny kosmyk z mojej twarzy. Zapewne każdy sądzi, że była to wielce intymna i romantyczna chwila, jednak Draco Malfoy świdrował mnie wtedy wzrokiem, odczytując wszystkie moje myśli, poczynając od strachu, a kończąc na moich dalece skrywanych uczuciach, o których nawet ja nie miałam pojęcia. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ja nic nie mogłam odczytać z jego stalowoszarego spojrzenia, ponieważ nadal pozostawało odrażająco obojętne na wszystkie bodźce lecące na niego z zewnątrz. Bałam się go, tak cholernie, ale jakaś malutka cząstka mówiła mi, że nie mogę się poddać, że on nie jest zły. Przecież inaczej Dumbledore nie zleciłby mi tej misji, gdyby coś mi groziło. Po prostu to czułam...
W końcu, po niezliczonych sekundach, minutach lub miesiącach, Malfoy odsunął się ode mnie i wyszedł z Pokoju Życzeń, trzaskając przy tym drzwiami. Dopiero teraz wzięłam głęboki oddech i odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam się trząść, lecz wiedziałam, że muszę pewną ręką dodać ostatnią ze zmiażdżonych pijawek.
Po niecałych piętnastu minutach udałam się niezauważalnie do swojego Salonu Wspólnego. Był na całe szczęście całkowicie pusty, więc bezwładnie opadłam na fotel, który był usytuowany naprzeciwko kominka, z którego buchało przyjemne ciepło. Dopiero wtedy, całkowicie odcięta od Malfoya, Pokoju Życzeń, eliksiru wielosokowego i wszystkich innych ludzi, pozwoliłam sobie, żeby moim ciałem zawładnął szloch, który skrywałam w sobie od kilku tygodni i który wywołał Draco Malfoy, grając na moich uczuciach zwykłym spojrzeniem zimnych tęczówek.

~~**~~

— Hermiono? Hermiono! — krzyknęła pewna rozentuzjazmowana dziewczyna o burzy rudych włosów, która nie mogła uszanować, że chciałam po prostu spać. Dopiero kiedy otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę, że jestem w salonie i że spałam na siedząco na kanapie, gdzie każdy mógł zobaczyć mój tragiczny stan.
                  — Cześć, Ginny — mruknęłam, siląc się na uśmiech i zaczęłam rozmasowywać swój kark. — Która godzina?
                    — Jest już ósma, postanowiłam cię obudzić, by spróbować jeszcze jeden raz przed wyjazdem...
                    — Dość, Ginny, mówiłam ci, że nigdzie nie jadę. Już obiecałam rodzicom, że zostanę w Hogwarcie i nie zmienię zdania.
                    — Och, jestem całkowicie pewna, że gdybyś do nich napisała z naszego domu, to na pewno nie mieliby nic przeciwko spędzeniu ferii świątecznych u mnie. Nie mogę pojąć, dlaczego tak się uparłaś na spędzeniu Świąt w zamku. Czekasz na księcia z bajki?
                Gdyby tylko wiedziała...
                Powoli podniosłam się z kanapy i ruszyłam w stronę sypialni, a rudy chochlik oczywiście za mną. Weszłyśmy do mojego 'pokoju', który dzieliłam z siostrami Patil, Lavender Brown oraz Samanthą Raven, która, jak się okazało, też zostawała na czas ferii.
                 — Pomyśl, kochanie... — zaczęłam i skrzywiłam się na widok swojego odbicia w toaletce. Sięgnęłam po drewnianą szczotkę, ówcześnie przeganiając ze szkarłatno-złotej pufy mojego kota, Krzywołapa, który syknął na mnie i pobiegł do mojej rudej przyjaciółki, leżącej na moim łóżku — ...jakby poczuli się moi rodzice, gdybym powiadomiła ich, że pojechałam do swoich przyjaciół, gdy kilka dni wcześniej napisałam, że muszę zostać w zamku, żeby się uczyć do egzaminów. Doskonale wiesz, że to prawda i nie zamierzam zmieniać zdania, zwłaszcza że oni wyjeżdżają do ciotki Margaret do Francji, której nienawidzę. No i poza tym nie chcę psuć Ronaldowi świąt swoją obecnością.
                  — Wiesz co, Hermiono? Oboje z moim bratem zachowujecie się jak dzieci! — pisnęła Ginny i zerwała się z łóżka, aby móc podejść do mnie i objąć mnie od tyłu za szyję. — Po prostu tak bardzo bym chciała spędzić z tobą choć trochę czasu, bo coraz bardziej oddalamy się od siebie. W ogóle cię nie widuję!
                  — Ginny... — Wstałam szybko i przytuliłam do siebie jedyną córkę Weasleyów i głaszcząc ją po głowie, zaczęłam ją pocieszać. — Przecież wiesz, że to nieprawda, a jeśli kiedykolwiek odczułaś, że spędzam z tobą mniej czasu niż kiedyś, to przepraszam...
                Ginny żałośnie pociągnęła nosem i odsunęła się ode mnie. Wbrew moim przekonaniom, moja przyjaciółka nie płakała, choć można było odnieść takie wrażenie. Ogólnie Ginny rzadko pozwalała sobie na chwile słabości, co było ogromnym plusem (zwłaszcza dla Harry'ego, który po przejściach z Cho znienawidził nadmiernie płaczące dziewczyny).
                   — Nadchodzą takie ciemne i straszliwe czasy, nie chcę kiedyś żałować, że spędzałam z moimi przyjaciółmi za mało czasu...
                  Przeraziłam się ogromnie, a moje gardło coś ścisnęło. Ginny wypowiedziała słowa, które każdy miał w głowie, lecz wszyscy bali się je wypowiedzieć. Ale miała rację... Zbliżały się mroczne czasy.
               Chciałam coś jeszcze powiedzieć, pocieszyć ją, jednak nagle pojawiła się Samantha.
               — Cześć, Hermiona, cześć, Ginny. Przyszłam wam powiedzieć, że za godzinę jest zbiórka przed szkołą na pociąg.
                — Dzięki, Sam, ale z naszej trójki jedzie tylko Ginny.
                — Serio? To świetnie! Przynajmniej będzie nam raźniej — zawołała złotowłosa, po czym ze znacznie weselszą miną rzuciła się na swoje łóżko. Zaniepokoiłam się, ponieważ planowałam spędzić wolne wieczory na pomaganiu Malfoyowi, a tymczasem Samantha prawdopodobnie chciała spędzić ze mną każdą wolną chwilę.
Po krótkiej pogawędce i ogarnięciu się po ciężkiej nocy, razem z Samanthą pomogłyśmy znieść bagaże Ginny do Salonu Wspólnego. Okazało się, że na dole czeka na mnie Harry, który wydawał się być rozgorączkowany.
                   — Mogę cię prosić na słówko? — zapytał mój przyjaciel, a kiedy się zgodziłam, odeszliśmy na chwilę na bok. — Posłuchaj, Hermiono, wiem, że nie zgadzasz się ze mną w moich przypuszczeniach, co do Malfoya, ale on na pewno coś knuje i Snape mu w tym pomaga. Proszę, nie przerywaj mi! — Złapał mój nadgarstek i wcisnął mi w dłoń małą, ekologiczną torbę, w której coś dla mnie schował. — Daję ci na ten czas ferii moją pelerynę-niewidkę i Mapę Huncwotów i błagam cię, jeśli zauważysz coś podejrzanego, to wyślij mi jedną ze szkolnych sów!
                  Uznałam, że to świetna okazja, ponieważ mogłabym niezauważalnie chodzić po zamku i Harry nic nie zauważyłby na mapie, gdybym przypadkiem zapomniała rzucić na siebie zaklęcie, więc zgodziłam się, jednocześnie nie zapominając, aby na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.

~~**~~

                    — Szkoda, że już pojechali... — westchnęła Samatha Raven, a ja ze smutkiem przyznałam jej rację. Pomimo tego, że tak wytrwale odmawiałam Ginny i moim rodzicom, to i tak niechętnie zostałam. W dodatku ze względu na Malfoya, też mi coś.
                    — Dlaczego zostałaś w Hogwarcie?
                    — Moi rodzice wyjeżdżali w tym roku zagranicę, a ja nie miałam zbytnio chęci, więc postanowiłam zostać... a ty?
                     — Och, wiesz... moja matka... nie żyje, no a ojciec... ojciec wylądował w Św. Mungu — wyjąkała Samantha, a ja, nie wiedzieć czemu, nie uwierzyłam jej. Zachowywała się tak podejrzanie...


~~**~~

         Całą resztę dnia spędziłam z Samanthą na plotkowaniu, grając w Eksplodującego Durnia i zajadając się słodyczami, które zakupiłam w poprzedni weekend w Miodowym Królestwie. Niestety, gdy zaczęła dochodzić dwudziesta, zaniepokoiłam się. Raven nie zamierzała dać mi spokoju nawet na kilka minut, a Malfoy nie dawał znaku życia. Dopiero wielki puchacz, próbujący dostać się z zewnątrz do naszej sypialni, rozwiał wszelkie wątpliwości.
Tak jak przypuszczałam - list był od Draco, który kazał mi być w Pokoju Życzeń najszybciej, jak to możliwe, więc nie siląc sie na wyjaśnienia, porwałam torbę od Harry'ego i rzucając krótkie "przepraszam" w stronę zdezorientowanej blondynki, wybiegłam jak najszybciej z pomieszczenia.
Nim weszłam do Pokoju Życzeń, sprawdziłam na mapie, czy nie ma w pobliżu Filcha. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak wielkie miałam szczęście, że woźny jeszcze mnie nie złapał. Szybko podbiegłam w stronę drzwi i weszłam do środka.
            — Nareszcie jesteś — oznajmił Draco, gdy tylko przekroczyłam próg. Oczywiście nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Cały czas wpatrywał się w kominek, bawiąc się szklanką po Ognistej Whiskey.
           — Skąd wiedziałeś, że zostałam w zamku?
          Malfoyem wstrząsnął dziwny dreszcz i dopiero po chwili dotarło do mnie, że parsknął sarkastycznym śmiechem.
          — Intuicja — odpowiedział tajemniczo, odstawiając pustą szklankę na gzyms marmurowego kominka. — Możemy zaczynać?
           — Ale co?
             — Oklumencję.
            Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Nie spodziewałam się, że tak szybko będę mogła zajrzeć w umysł Malfoyowi, a tu nagle oznajmia mi to, jakby to było zbieranie grzybów.
             — Ja... nie wiedziałam, że to już dzisiaj...
             Malfoy podszedł do mnie w kilku krokach i delikatnie wyjmując mi torbę z dłoni, rzucił ją w kąt pokoju. Poprawił mi ponownie kosmyk włosów, zakładając mi go za ucho i uśmiechnął się ironicznie, patrząc na mnie z góry pewnym siebie spojrzeniem.
              — Przecież masz w głowie całą definicję.
              — Nauka tej dziedziny magii polega na oczyszczeniu umysłu ze wszystkich myśli i emocji, co uniemożliwi penetrację z zewnątrz i poznanie ich...
              — A legilimencja to...
              — ... zdolność wydobywania uczuć i wspomnień z drugiej osoby - odpowiedziałam drżącym od emocji głosem.
              Draco powoli wyjął różdżkę z kieszeni spodni i ruszył do tyłu, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na chwilę. Gdy był w odpowiedniej odległości, machnął różdżką, aby dać mi do zrozumienia, że powinnam również wyjąć swoją. Trzęsącymi dłońmi wydobyłam ją zza pazuchy mojej szkolnej szaty i przybrała taką samą pozycję, jak on, jednak z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.
                 — Granger, czekam... — warknął zniecierpliwiony Ślizgon.
                Wzięłam głęboki wdech, lecz tym razem wydałam z siebie tylko cichy jęk.
                  — No dalej, znasz formułkę — szepnął aksamitnym głosem Malfoy, jednak w pokoju panowała taka cisza, że słyszałam go, jakby stał tuż obok.
                   — Legilimens — mruknęłam, a przez moje ramię przepłynęło dziwne ciepło, które powoli rozchodziło się w kierunku mojej głowy.



~~**~~**~~**~~



Witam serdecznie po długiej, dłuuuugiej przerwie!
Mam dla Was rozdział piąty, które może i nie zachwyca długością, jednak nie mogłam sobie odpuścić skończenia w tym momencie. ;>
Nie przeciągając - zapraszam do czytania i komentowania!
A ja już jutro skomentuję wszystkie moje ukochane opowiadania Dramione, które do tej pory tylko czytałam, a nie zostawiałam żadnej wiadomości od siebie w postaci komentarza. :<
Wasza,
Cave Inimicum