wtorek, 22 lipca 2014

6. opertum

Pomieszczenie rozpłynęło mi się przed oczami i zniknęło, a w moim umyśle różne sceny goniły za sceną, początkowo ciężko było cokolwiek zauważyć. Odnosiłam wrażenie, jakby ktoś puścił film na największym przyspieszeniu. Nagle, zupełnie niespodziewanie, obrazy zwolniły i zaczęły pojawiać się niczym stopklatki na kilka sekund i zaraz zmieniały się na inne.
Mały chłopiec bawiący się ze szczeniakiem; Lucjusz Malfoy uderzający kobietę o białych włosach, która upada z łoskotem na marmurową posadzkę; czerwone iskry odbijające się od ścian; sklep Olivandera i kupno pierwszej różdżki; Ekspress Londyn-Hogwart, do którego wsiada jedenastoletni chłopiec;  list od ojca, w którym wyraża swoje niezadowolenie związane z jego gorszymi ocenami od pewnej szlamy... Bellatriks ćwicząca zaklęcia na siedmioletnim na oko chłopcu...
                  – Nie! – krzyknął niespodziewanie Malfoy i upadł na kolana, podpierając się dłońmi o posadzkę. Ciężko oddychając, przymknął oczy i usiadł na podłodze, wycierając dłonią spocone czoło.
Poczułam nagłą chęć podejścia do chłopaka, jednak gdy wykonałam tylko jeden niepewny krok w jego stronę, Ślizgon pokręcił jedynie głową i wstał. Nie patrzył na mnie, miałam wrażenie, że za wszelką cenę unikał mojego spojrzenia. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Powinnam wiedzieć, że to zły pomysł. Nie miałam prawa zaglądać w jego wspomnienia.
Po kilkunastu minutach, w ciągu których blondyn zdążył opróżnić całą szklankę Ognistej Whiskey, Draco podparł się dłońmi o kolana i spojrzał ma mnie przenikliwym wzrokiem, uśmiechając się przy tym. Na chwilę zaparło mi dech w piersiach, ponieważ nigdy nie widziałam, aby się tak szczerze uśmiechnął.
                  – Nie kłamałaś, Granger, nie jest to takie proste – mruknął chłopak i prostując się, na nowo przybrał swoją klasyczną maskę obojętności. Ja tymczasem przybrałam na twarz minę pod tytułem: "A nie mówiłam?" na co Malfoy prychnął ze złością.
                   – Musimy to powtórzyć, teraz.
Zrobiłam wielkie oczy. Nie spodziewałam się, iż Ślizgon będzie chciał ponownie ze mną przez to przechodzić. Uznałam, że zrezygnuje z ćwiczeń oklumencji ze szlamą, która mogłaby wykorzystać jego wspomnienia przeciwko niemu samemu. Chciałam się sprzeciwić, ale Malfoy już ustawił się w pozycji obronnej, a jego determinacja wypisana na twarzy zmusiła mnie to ponownego rzucenia zaklęcia.
                     – Legilimens – szepnęłam, a Draco ponownie nie zdołał się obronić. Ja tymczasem ponownie patrzyłam na jego wspomnienia.
Tym razem dostałam się do jeszcze gorszych obrazów. Widziałam wijącego się Draco pod wpływem zaklęcia Cruciastusa; zielony promień, który ugodził w dorosłego brązowego labradora i klęczącego przy nim czternastoletniego chłopaka; Mistrzostwa Świata Quidditcha; szafka, którą Malfoy próbuje naprawić; miód pitny, nad którym Draco stoi z trzęsącymi się dłońmi...
                     – Dość! – krzyknął i spojrzał na mnie przerażony. Pomyślałam, że musi chodzić o jego bezsilność przez zaklęcia, którym został poddawany. I o jego słabość nad martwym psem, którego najwyraźniej bardzo kochał. Potrafiłam to zrozumieć, sama miałam świra na punkcie Krzywołapa, jednak do Malfoya ani trochę to nie pasowało.
                 – Malfoy, sądzę, że wystarczy na dzisiaj.
Chłopak nieznacznie kiwnął głową, a ja opuściłam pomieszczenie.


***


Następnego dnia wstałam wyjątkowo wcześnie. Nawet słońce nie zdołało porządnie wznieść się ponad horyzont Zakazanego Lasu. Westchnęłam i ze zdziwieniem spostrzegłam kupkę prezentów leżącą u stóp mego łóżka. W dormitorium byłam sama, więc nie słyszałam pisków Lavender na widok podarunku od Rona ani nie musiałam wysłuchiwać po raz setny jej wywodów, jaki wspaniały naszyjnik da swojemu chłopakowi. Jak łatwo zauważyć, nie ubolewałam nad swoją samotnością w Święta. Sięgnęłam po małą paczuszkę znajdującą się na samej górze i z uśmiechem spostrzegłam, że jest ona od mojego przyjaciela, Harry'ego. Podarował mi cienką srebrną bransoletkę z osadzonymi w niej czerwonymi cyrkoniami. Ucieszyłam się niesamowicie, ponieważ lubiłam taką subtelną biżuterię. Do opakowania dołączony był list ,w którym Harry zapowiedział mi niesamowite nowiny od pana Weasleya, a ja od razu domyśliłam się, że będzie chodziło o Malfoya. Następnym prezentem była paczka z domowymi babeczkami z budyniem od rodziców Rona. Najwyraźniej Molly Weasley musiała usłyszeć od Ginny, jak zachował się jej syn w stosunku do mnie, bo inaczej pewnie nie dostałabym nic. Doskonale pamiętałam, gdy w czwartej klasie ich mama przez chwilę mnie nie lubiła za historie przebiegłej Rity Skeeter. Tym razem musiała mi nawet współczuć. Dostałam także od rodziców komplet trzech dramatów Williama Shakespeare'a, na który składały się książki pt.: "Makbet", "Hamlet" oraz "Romeo i Julia". Każda z nich była oprawiona w brązową skórę, a litery mieniły się złotym blaskiem. Hagrid podarował mi jeden ze swoich kiepskich domowych wypieków, który wyglądał jak kawał głazu, ale wywołało to na moich ustach szeroki uśmiech. Na moim łóżku została już tylko jedna paczka, która była od Ginny. W środku znalazłam przepiękną czarną sukienkę z odsłoniętymi plecami. Zastanawiałam się, skąd wziął się u niej pomysł takiego podarunku, ale byłam przeszczęśliwa.
Po przejrzeniu prezentów musiałam to wszystko posprzątać i postanowiłam do uczty przeczytać "Makbeta" i zerknąć na stan Eliksiru Wielosokowego.


*** 


                  – Może chcesz jeszcze trochę puddingu świątecznego, Terry? – zapytał profesor Dumbledore Krukona z siódmej klasy, podsuwając mu miskę z potrawą.
                  – Z wielką chęcią, dziękuję, panie profesorze.
Rozglądałam się po stole, próbując zauważyć, ile osób zostało w szkole. Zauważyłam jeszcze dwóch Puchonów z trzeciej klasy, jednego Ślizgona z pierwszej oraz Krukona z równoległej klasy. Ku mojemu rozczarowaniu, nie dostrzegłam Malfoya, mimo że liczyłam na zobaczenie się z nim. Nieopodal mnie siedziała Samantha i dopiero teraz spostrzegłam, że wyjątkowo rzadko widywałam ją w Pokoju Wspólnym. Wiedziałam, że muszę przyjrzeć się na Mapie Huncwotów, o ile znowu nie zapomnę o niej przez pewnego Ślizgona.
Przy stołach siedzieli również wszyscy profesorowie, nawet pojawiła się nauczycielka wróżbiarstwa, profesor Trelawney, która, ku rozpaczy profesor McGonagall, siedziała obok niej i chyba próbowała jej coś przepowiedzieć. Zerknęłam na Hagrida, który wyglądał na rozbawionego tą sytuacją, lecz gdy spostrzegł moje spojrzenie, mrugnął w moim kierunku i uniósł swój złoty puchar, większy od innych, jakby wznosił za mnie toast. W odpowiedzi uśmiechnęłam się nieśmiało.
Profesor Dumbledore jak zwykle kazał ustawić jeden stół na środku, żeby poczuć świąteczną i rodzinną atmosferę. Było to całkiem wygodne, ponieważ każdy mógł siedzieć obok siebie, jednak zaczęłam żałować, iż nie mogę spędzić tego czasu z rodziną i przyjaciółmi. Zaczęłam nawet myśleć, co teraz robi Harry, Ginny lub moi rodzice. Uśmiechnęłam się szerzej, wpatrując się w stół, gdy wyobraziłam sobie złość pani Weasley wywołaną żartami bliźniaków. Na pewno Harry'emu musiało wyjątkowo brakować Syriusza, który zginął pod koniec piątej klasy. Przecież równo rok wcześniej siedział z nami przy wigilijnym stole i był szczęśliwy i beztroski jak nigdy wcześniej! Poczułam jak coś nieprzyjemnego ściska mi gardło, jednak na całe szczęście ktoś wpadł do Wielkiej Sali, zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych.
– Och, witaj, Draco. Zdążyłeś w ostatniej chwili, mieliśmy już podawać deser – zawołał zadowolony Dumbledore. Malfoy nic mu nie odpowiedział. Zauważyłam, że zerknął najpierw na niego z niepokojem, a później na Slughorna. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, lecz moja uwaga została zaprzątnięta pewnymi szarymi oczami, które teraz zerkały na mnie niespokojnie. Mój puls znacznie przyspieszył, gdy blondyn usiadł naprzeciwko mnie, ponieważ tylko tam było wolne miejsce. Mógł oczywiście usiąść na samym końcu, ale chyba wolał się wtopić w tłum. Podniosłam nieśmiało wzrok znad swojej pieczeni, ale Malfoy od razu odwrócił spojrzenie na zastawiony stół, jakby stał się nagle wyjątkowo głodny. Zaskoczenie siedzących przy stole tym nagłym wtargnięciem w środku uczty dawno minęło, lecz ja nadal czułam, jakby atmosfera nagle się zagęściła. Nie było to tylko spowodowane moimi uczuciami, które zaczęły pojawiać się na widok tego chłopaka, ale widziałam również przenikliwy wzrok Snape'a, którego nie odwracał od Ślizgona. Byłam pewna, że Hogwart po raz kolejny skrywa jakieś tajemnice.
Zerknęłam z niepokojem na talerz Malfoya i spostrzegłam, że pomimo nałożonej góry jedzenie, on tylko dłubie w nim widelcem i wyglądało na to, że nie zamierza dzisiaj nic zjeść. Nic dziwnego, że coraz bardziej przypominał trupa.
Po podaniu deseru mi samej odechciało się jeść. Czekałam teraz tylko, aż chociaż jedna osoba wstanie, żebym tym razem to ja nie skupiła na sobie całej uwagi. Ku mojej rozpaczy, to Malfoy wstał pierwszy od stołu. Wiedziałam, co zaraz powie, gdy zaraz po nim wstanę. Draco bez słowa opuścił Wielką Salę i widząc, że nikt tego nie skomentował, ja również postanowiłam odejść.
Tak jak przypuszczałam, za drzwiami Wielkiej Sali stał oparty o ścianę i z ironicznym uśmiechem na ustach.
                   – Śledzisz mnie? – zapytał, a ja przybiłam sobie piątkę w myślach, gdyż dokładnie tego się spodziewałam. Wzruszyłam tylko ramionami, starając się nie patrzeć na niego zbyt długo. Niestety, Malfoy nie należał do osób, które łatwo odpuszczają.
                   – Dokąd uciekasz, Granger?
                   – Ja? Skąd ten pomysł? – Z przerażeniem dostrzegłam, że blondyn znalazł się niepokojąco blisko mnie, na co zareagowałam dyskretnym oddalaniem się.
                   – Po prostu to widzę – mruknął, a ja zdałam sobie sprawę, że opieram się już o ścianę. Malfoy oparł jedną dłoń tuż obok mojej głowy, a drugą bawił się jednym z moich niesfornych loków. – Nie musisz się mnie bać, nie gryzę... jak na razie.
Przełknęłam głośno ślinę i podniosłam wzrok. Wpatrywałam się w jego oczy i dostrzegłam, iż tęczówki tym razem były czysto błękitne. Do tej pory zawsze kojarzyły mi się z burzowymi chmurami, lecz w tamtej chwili przypominały mi letnie niebo nieskalane choćby jednym obłokiem. Westchnęłam, spuszczając nieświadomie wzrok na jego usta, a on po krótkim wahaniu powoli się przybliżył. Czułam już jego oddech na swoich wargach, gdy nagle usłyszałam gwar z Wielkiej Sali i domyśliłam się, że uczta dobiegła końca. Draco też musiał to zauważyć, bo odskoczył ode mnie jak oparzony i nie zaszczycając mnie choćby jednym spojrzeniem, uciekł. Uciekł jak zwykły tchórz.
Szybko ruszyłam w stronę schodów, aby zaszyć się w swoim dormitorium. Kolana trzęsły mi się niemiłosiernie, a ja sama nie wiedziałam, co czuć. Malfoy robił mi mętlik w głowie i chyba dobrze się przy tym bawił. Wiedziałam, że jak tak dalej pójdzie, to całkowicie zatracę się w tym zakazanym uczuciu, podczas gdy on znajdzie sobie jakiś inny obiekt do rozrywki. Po raz pierwszy poczułam tak wielką złość na dyrektora Hogwartu. Za jakie grzechy to mi kazał pomagać temu chłopakowi? Byłam najlepszą uczennicą, a spotkało mnie coś tak okropnego. Miałam wielką ochotę przerwać tę całą grę, jednak czułam w głębi duszy, że postępuję dobrze. Nie wiedziałam tylko, ile mnie to będzie później kosztować.


***


Od tamtej pamiętnej chwili, gdy z Malfoyem omal się nie pocałowaliśmy, nie widziałam go ani razu aż do powrotu moich przyjaciół z przerwy świątecznej. W międzyczasie udało mi się dodać kilka składników do Eliksiru Wielosokowego, odrobić wszystkie prace domowe, napisać list do rodziców, a także śledzić Dracona na Mapie Huncwotów bynajmniej nie dla Harry'ego. Odczuwałam dziwny spokój, gdy widziałam, jak Malfoy spaceruje po siódmym piętrze, by zniknąć na skraju mapy, gdzie zapewne rozmyślał nad sposobem naprawienia szafki lub kiedy był w Salonie Wspólnym Ślizgonów. Ani razu nie pojawił się na posiłkach, więc nawet tam nie mogłam sprawdzić, jak sie trzyma. Nasze lekcje oklumencji przerwaliśmy tak szybko, jak je zaczęliśmy. Nawet w Pokoju Życzeń na niego nie wpadłam, chociaż miałam podstawy przypuszczać, że zjawiał się tam nie tylko przez szafkę, ale w naszym pokoju, aby sprawdzać, czy nie zmieniłam zdania, co do ważenia eliksiru.
Powitanie z przyjaciółmi po takiej rozłące i samotności było niesamowite. Znowu poczułam, że żyję, bo jak dotąd zaczynałam już wariować.
                    – Cześć, Hermiono, wiesz, że...? – zaczęła Ginny po wstępnym przywitaniu, ale nie dane jej było skończyć, gdyż Harry wyrósł przede mną znikąd. Najwyraźniej nie miał zamiaru czekać i chciał od razu podzielić się ze mną informacjami, które posłyszał podczas pobytu u Weasleyów. A gdyby was interesowała reakcja Rona na mój widok, to chyba nie będzie to zaskoczeniem, iż nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem tylko od razu poszedł szukać Lavender, a chwilę później usłyszałam piskliwe "Och, mój Mon-Ron!", na co skrzywiłam się ostentacyjnie, a Ginny, zanim odeszła do swojej koleżanki z dormitorium, udała, że zbiera jej się na wymioty.
                    – Hermiono, nie uwierzysz, czego się dowiedziałem!
                    – Nie wątpię... – mruknęłam i opadłam na fotel przy kominku, który był moim ulubionym w Pokoju Wspólnym.
                    – Słuchaj, wiem, że nie interesują cię moje domysły co do Malfoya, ale pan Weasley powiedział mi, co Malfoy kupił u Borgina i Burkesa!
                    – Co takiego? – zapytałam, próbując powstrzymać ziewnięcie, na co Harry spiorunował mnie wzrokiem.
                    – Malfoy kupił Szafkę Zniknięć! – Moja ręka, która wędrowała do moich ust, aby je zakryć podczas ziewania, zatrzymała się w połowie, a ja otworzyłam szeroko oczy.
                    – Co takiego?!
                    – Też byłem w szoku, ale pan Weasley nie ma pojęcia, gdzie może być jej bliźniaczka i...
                    – Przepraszam cię, Harry, ale muszę coś załatwić – poinformowałam go, zrywając się z miejsca. Pobiegłam szybko do dormitorium, gdzie miałam kopię notatek z książki, które jakiś czas temu przygotowywałam dla Malfoya. Pierwotną wersję spalił na moich oczach, ale na szczęście zawsze robiłam kopie różnych prac pisemnych. Szybko przejrzałam notatki i znalazłam to, czego szukałam.

Szafka Zniknięć — magiczny obiekt; pomiędzy dwoma takimi szafkami istnieje przejście, które umożliwia m.in. przenoszenie przedmiotów pomiędzy siostrzanymi meblami. Szafki odbijają prawie wszystkie zaklęcia. Aby szafka poprawnie zadziałała, należy wypowiedzieć zdanie "Harmonia nectere passus".

                 Od razu wzięłam kawałek pergaminu i naskrobałam na nim zgrabnym i pochyłym pismem trzy słowa. Wiedziałam, że Malfoy od razu się domyśli. Chowając mój list do Dracona, wybiegłam z dormitorium i pobiegłam do Pokoju Życzeń. Nie spotkałam w nim Malfoya, najwyraźniej musiał tamtego dnia odpuścić naprawianie szafki, dlatego położyłam obok kociołka z parującym eliksirem pergamin, na którym lśnił szkarłatny napis:

Harmonia nectere passus.


********

Witam Was, kochani czytelnicy!
Nareszcie udało mi się naskrobać marne cztery strony, aczkolwiek bardzo mi zależało, aby dodać coś dzisiaj. Akcja trochę przyspieszyła, jednak nie martwcie się, nie będzie cukierkowo i pięknie. Mam już pewien plan co do naszego Malfoya. :)
Czytam wszystkie opowiadania, ale nie zostawiam po sobie śladów, gdyż często jestem na telefonie, ale jak zwykle postaram się wszystko nadrobić.
Nie wiem, kiedy pojawi się rozdział 7, ale mam nadzieję, że szybciej niż ten.
Pozdrawiam,
Cave Inimicum