piątek, 31 stycznia 2014

3. mendacium

Stałam ciągle w tym samym miejscu, mimo że Malfoy wyszedł kilkanaście minut wcześniej. Szybko dotarł do mnie fakt, że ten kretyn zmarnował mi całą sobotę! Nie mogłam jednak zbyt długo rozmyślać nad zemstą nad Ślizgonem, gdyż musiałam skupić się na czymś zupełnie innym, mianowicie na moich zadaniach.
                 Eliksir Wielosokowy to była dla mnie pestka, owszem, potrzeba było całego miesiąca na przygotowanie go, ale jeśli Malfoy (bo tego moja misja nie obejmowała) zdobyłby odpowiednie składniki,  mogłam zacząć od razu. W tym roku nie zamierzałam wykradać ingrediencji ze schowka Snape'a, który na pewno nadal miał sentyment do swoich eliksirów, a już na pewno nie mogłabym tego zrobić poczciwemu profesorowi Slughornowi. Był na to zbyt dobry. Zresztą Malfoy zawsze chwalił się swoimi znajomościami i bogactwem, niechaj więc w końcu się na coś przydadzą, czyż nie? Tak, z przyrządzeniem tego nielegalnego eliksiru nie miałam mieć żadnych problemów.
W następnej kolejności skupiłam się na oklumencji. Na samą myśl o tej przydatnej, ale jednak trudnej dziedzinie magii przeszedł mnie dreszcz podekscytowania i przerażenia. A co, jeżeli nie podołałabym temu zadaniu? To musiało być naprawdę ważne, skoro nawet sam profesor Dumbledore był w to zamieszany. Zdawałam sobie sprawę, że nie mogę zawieść dyrektora. Oczywiście Malfoy nie bardzo mnie interesował, a przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim stało się to dużo, dużo później. Owszem, potrzebował mojej pomocy, ale co z tego? Gdyby nie sama prośba Albusa Dumbledore'a, nigdy bym na to nie przystała. Nie, nie po pięciu latach poniżania, wyżywania się i przezywania od szlam. Musiałam jednak przyznać się do jednej rzeczy: Draco Malfoy od naszej pierwszej rozmowy w bibliotece zwrócił się do mnie per szlama tylko dwa razy, ale na razie nie czas o tym mówić.


~~**~~

             — Dobrze, Hermiono, skoro możemy rozmawiać już normalnie, to może powiesz mi, gdzie wczoraj wybiegłaś podczas kolacji? — zapytał Harry, gdy chwilę później wracaliśmy z biblioteki zaraz po tym, jak pani Pince wyrzuciła nas z niej za jego egzemplarz Eliksirów dla zaawansowanych. Mój przyjaciel czasami potrafił być naprawdę nierozważny. — Chciałem z tobą porozmawiać, ale nigdzie nie mogłem cię znaleźć. Nawet zniknęłaś z Mapy Huncwotów! — Serce przyspieszyło swój rytm, gdy w tamtym momencie uświadomiłam sobie jedną rzecz: byłam o włos od tego, by Harry prawie się dowiedział o moich spotkaniach z Malfoyem. Kiepska wizja, gdyż teraz miało być ich znacznie więcej niż dotychczas. Szybko skojarzyłam fakty, dochodząc do wniosku, że Ślizgon jednak nie był aż tak głupi, na jakiego wyglądał. Pokój Życzeń.
              — Byłam w.. ee.. w... — Myśl, Hermiono, myśl! — w bibliotece! — I ty, idiotko, śmiesz nosisz tytuł drugiej najmądrzejszej czarownicy zaraz po Rowenie Raveclaw?
               — W bibliotece? — zdziwił się Złoty Chłopiec, patrząc na mnie z powątpiewaniem. Mogłam wpaść na to, że skoro mnie szukał, to zaczął właśnie od tego miejsca. Szybko pokiwałam głową, aby utwierdzić go w tym fakcie, ale mój przyjaciel chyba tego nie kupił. Zbyt dobrze się znaliśmy.
               — Harry, zaufaj mi, byłam tam. Może po prostu sprawdziłeś tam dwa czy trzy razy, a ja przecież nie siedziałam tam bez przerwy. Raz musiałam interweniować, bo jakiś uczeń z czwartej klasy powiedział mi, że pierwszaki rozrabiają, a później byłam u Slughorna, no wiesz, chciałam się dowiedzieć, czy nie mogłabym wykonać dodatkowej pracy. Ja po prostu nie mogę znieść, że jesteś lepszy ode mnie w eliksirach — skłamałam, co wyszło mi naprawdę dobrze. Nie myślcie sobie, że czułam się z tym w porządku, bo byłoby to całkowite przeciwieństwo tego, co wtedy czułam. Nawet nie musiałam udawać zawstydzenia wywołanego moim rzekomym natrętnym zachowaniem w stronę profesora Slughorna, bo wstyd sam wypisał się na mej twarzy od kłamstwa. To był pierwszy raz, kiedy okłamałam Harry'ego i od tamtej pory miało być już tak coraz częściej.
Mogłam mu wtedy wyznać, do czego zobowiązał mnie dyrektor Hogwartu, na pewno byłoby łatwiej przygotować go do tego od razu. Reakcja wstrząsowa nigdy nie jest dobra, a późniejsze wydarzenia mogłyby właśnie tak na niego zadziałać - jak czerwona płachta na byka. W tamtym dniu wszystko było świeże, a poza tym działałam na prośbę człowieka, którego on szanował ponad wszystko. Ale ja po prostu czułam podświadomie, iż to, co się działo w Pokoju Życzeń oraz gabinecie dyrektora, powinno właśnie tam pozostać.
                — Hermiono... — zaczął Harry usprawiedliwiającym tonem, a moje serce się ścisnęło. Nie dość, że nakarmiłam go okropnym łgarstwem, to jeszcze wywołałam u niego wyrzuty sumienia z powodu jego dobrych wyników z eliksirów.
                — Zapomnijmy o tym, dobrze? — Uśmiechnęłam się w stronę Wybrańca, a on od razu się rozweselił, przystając na moją propozycję. Szkoda, że ja nie mogłam o tym tak łatwo zapomnieć. Szybko jednak zmieniłam temat. — O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Tym razem to Harry Potter odrobinę się speszył, a nawet znacznie więcej niż "odrobinę". Od razu spostrzegłam, co będzie tematem naszej rozmowy.
               — Jeśli chcesz mnie prosić o to, bym pogodziła się z Ronem, to odpuść. 
Tak, moje uczucie do Ronalda Weasleya w tamtym czasie było gorące i szczere. Wydawało mi się, że tylko z nim mogłabym spędzić resztę życia, a on zamiast to dostrzec, po prostu obściskiwał się po kątach z Lavender. Gdyby chociaż robili  to cicho... ale oni wydawali z siebie dźwięki jak dwa walczące gumochłony! Najgorsze w tym wszystkim było to, iż nigdy nie traktował mnie jak dziewczynę. Och, ewentualnie w czwartej klasie, gdy potrzebował jakiejkolwiek partnerki, by nie wyjść na kretyna. Na całe szczęście miałam z kim iść, abym mogła utrzeć mu nosa i to nie z byle kim, bo Wiktorem Krumem! Oczywiście Ronald później zepsuł mi cały wieczór, lecz to zupełnie inna historia.
               — Nie, nie o to chodzi. Mam po prostu dość towarzystwa tej całej Brown... Nie zrozum mnie źle, to dziewczyna Rona... — urwał na chwilę, by zobaczyć moją reakcję, a gdy nie spotkał się z irytacją z mojej strony, kontynuował:
                — ...ale albo muszę znosić jej gadanie o nowej modzie, albo siedzę obok i patrzę jak się całują, a nawet jak tego nie robię, to SŁYSZĘ, albo plotek z Parvati, która swoją drogą chyba myśli, że w końcu zaczniemy się spotykać i chodzić na podwójne randki. — Harry spiorunował mnie wzrokiem, gdy usłyszał mój szczery śmiech. Dawno mnie tak nie rozśmieszyła żadna wizja, a wyobrażenie podwójnych randek z udziałem speszonego Harry'ego było naprawdę cudownym balsamem na mój ostatni smutek wywołanym przez Rona.
W pewnym momencie nawet mój przyjaciel się uśmiechnął i resztę korytarza przeszliśmy w lepszych nastrojach. Nagle jednak coś mi się przypomniało. Było to tak niespodziewane, że aż przystanęłam na środku przejścia.
                 — Powinieneś być ostrożny — powiedziałam i ignorując zdziwione oraz oburzone spojrzenie Wybrańca, ruszyłam dalej, tym razem znaczniej szybciej. Harry najwyraźniej źle odebrał moją reakcję.
                 — Powtarzam ci po raz ostatni — odparł szeptem, jakby bojąc się, że ktoś go usłyszy — że nie oddam tej książki. Od Księcia Półkrwi nauczyłem się więcej niż od Snape'a i Slughorna razem wziętych...
                 — Nie mówię o tym głupim Księciu — powiedziałam, rzucając pogardliwe spojrzenie na podręcznik, który Harry trzymał w ręku — ale o tym, co było wcześniej. Wczoraj, podczas przerwy w nauce, gdy poszłam do toalety dla dziewczyn, było ich tam z tuzin, w tym ta Romilda Vane. Zastanawiała się głośno, jak ci podać eliksir miłosny. One wszystkie mają nadzieję, że je zabierzesz na to przyjęcie do Slughorna i chyba wszystkie kupiły sobie miłosne napoje u Freda i George'a, a obawiam się, że one naprawdę działają... — Było to kolejne kłamstwo, bo to wydarzenie miało miejsce właśnie tego dnia, w którym rozmawiałam z Harrym, ale miałam przynajmniej jeszcze jedno alibi, a i tak musiałam przecież ostrzec mojego przyjaciela.
                — Więc dlaczego ich nie skonfiskowałaś? — zapytał Harry, któremu najwyraźniej wydało się dziwne, że akurat w tym przypadku odpuściłam i nie przestrzegałam aż tak maniakalnie regulaminu.
                — Bo w toalecie nie miały przy sobie flakoników — oświadczyłam z żalem — Po prostu uważam, że powinieneś prędko się zdecydować kogo zaprosisz na jutrzejsze przyjęcie u Slughorna, bo może wtedy odpuszczą chociaż na chwilę. A przynajmniej uważaj na to, co pijesz, bo Romildę chyba stać na wszystko...
                 — Zastanawiam się tylko jak udało im się przemycić te flakoniki do szkoły... - mruknął Harry, gorączkowo nad czymś myśląc. Prawdopodobnie nie przejął się zbytnio tym, co mu powiedziałam, skoro skupił się na tak mało istotnym szczególe.
                  — Fred i George opatrują je nalepkami perfum i syropów na kaszel. Wiesz, to ich specjalna oferta w ramach zamówień wysyłanych przez sowy — powiedziałam, a kiedy spostrzegłam zdziwiony wzrok Pottera, westchnęłam i powiedziałam chłodno — Widziałam to, gdy byliśmy tam pod koniec sierpnia. Bliźniacy pokazali mi i Ginny ich metodę. Ja nie wlewam ludziom eliksirów do napojów... i nie udaję, że dolewam, co jest równie paskudne... — mruknęłam, celowo przypominając Harry'emu sytuację z płynnym szczęściem tuż przed meczem.
                  — No dobrze, nie denerwuj się... Chodzi mi o zupełnie co innego. Dziewczyny robią Filcha w konia, tak? Przemycają buteleczki z zakazanymi eliksirami! Więc dlaczego Malfoy nie mógłby w ten sam sposób przemycić naszyjnika?
                  — Och, Harry... tylko nie zaczynaj od nowa... — szepnęłam i z przerażeniem zauważyłam, że moje nogi stały się jak z waty, a serce przyspieszyło. Zawsze denerwowały mnie insynuacje mojego przyjaciela, ale w tamtym momencie chodziło przede wszystkim o moje wyrzuty sumienia. No i może trochę tęskniłam za Ślizgonem, bo te trzy spotkania były naprawdę przyjemne...
                  — No, ale sama powiedz, dlaczego?
                  — Słuchaj — westchnęłam, próbując wymyślić naprędce coś, co pozwoliłoby zapomnieć mu (i mnie) o Malfoyu chociaż na chwilę — czujniki tajności wykrywają czarnomagiczne zaklęcia, uroki czy klątwy. Są bardzo czułe na różne przedmioty, które mogłyby mieć coś wspólnego z czarną magią. Sam słyszałeś, co mówił Snape, "panna Bell nawet nie wie ile szczęścia miała", co wskazuje na to, że było to wyjątkowo silne zaklęcie, więc czujnik w mgnieniu oka wyczułby coś takiego. A napoje magiczne to zupełnie co innego, sam doskonale wiesz, że Filch, który jest charłakiem, raczej by nie wykrył, że to nie syrop na kaszel!
                   — No już dobrze, ale i tak sądzę, że to jego sprawka — mruknął znacznie mniej entuzjastycznie, a gdy znaleźliśmy się pod portretem Grubej Damy powiedział już głośniej: — Błyskotki. —  Było to nowe hasło z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Nie musiałam długo czekać, by potwierdzić moją tezę, co do eliksiru miłosnego, bo chwilę później podeszła do nas Romilda Vane. W zasadzie to podeszła do  Harry'ego, bo mnie potraktowała jak powietrze, co było mi nawet na rękę.
                    — Hej, Harry! — zawołała — Może trochę goździkówki?
Rzuciłam mu przez ramię spojrzenie typu "a-nie-mówiłam?". Niestety, nie dane mi było usłyszeć, jak Wybrańcowi udało się uwolnić spod sideł Romildy, bo usłyszałam piskliwy głos Lavender i dopiero wtedy zauważyłam ją, siedzącą na kolanach u Rona.
                   — Ooooooch, patrzcie, jaka ona piękna! — Wtedy miałam wielką chęć, aby uciec do dormitorium i skupić się choć trochę na oklumencji lub nad czymkolwiek innym, ale coś mnie podkusiło, by spojrzeć w kierunku wskazywanym przez Brown. 
Lavender pokazywała wszystkim wielkiego, dumnego puchacza, który próbował się dostać do wieży Gryffindoru przez okno. Colin Creevey podbiegł do niego i otworzył, by wpuścić dorodnego ptaka do środka. Każdy, dosłownie każdy, z wyjątkiem Harry'ego, który nadal szukał wymówki, by uciec przed Vane oraz samej Romildy, zachwycał się tym stworzeniem. Możecie sobie wyobrazić moje zdumienie, gdy obiekt powszechnego zainteresowania podfrunął do mnie, rzucił mi do stóp mały liścik i tak szybko, jak znalazł się w Salonie Wspólnym, tak szybko go opuścił. Schyliłam się, aby go podnieść i kiedy się wyprostowałam, usłyszałam złośliwy głos Ronalda.
                      — No proszę, proszę, Hermiona sobie koresponduje z jakimś nowym chłopakiem. Co, Krum ci już nie wystarczał i musisz się dowartościować kimś nowym? — W salonie zapadła przeraźliwa cisza. Nawet Lavender spuściła zawstydzona wzrok, choć ona chyba po prostu była niezadowolona tym, że to ja byłam na chwilę w centrum uwagi Rona. Ciszę przerwał Harry, który nareszcie mógł uciec od natrętnej dziewczyny, krzycząc oburzony "Ron!" oraz Ginny, która pojawiła się znikąd, aby wziąć  mnie pod ramię i zaprowadzić do mojego dormitorium. Na początku nie dotarło do mnie, co powiedział mój drugi z przyjaciół, ale z czasem uświadomiłam sobie, że zasugerował wszystkim, iż jestem łatwa i zmieniam bez przerwy chłopaków. No cóż,  to i tak lepsze niż "szlama", ale nie zmienia to faktu, że usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Oparłam się o ramię Ginny, ciągle ściskając liścik w dłoniach. Moja kochana przyjaciółka siedziała przy mnie całą godzinę, wysłuchując mojego użalania się o Ronie.  To było naprawdę miłe... Wyznała mi wtedy, że mnie rozumie, bo ona tak samo żałośnie kocha Harry'ego, ale cieszy się z życia i stara się o nim zapomnieć. Najgorsze było to, że znałam prawdę, bo wiedziałam jakim uczuciem mój przyjaciel ją darzy, lecz nie mogłam nic powiedzieć. To zabawne, jak łatwo przychodziło mi krycie Malfoya i okłamywanie przyjaciół, a gdy w grę wchodziło uszczęśliwienie Ginny i Harry'ego - nic nie zrobiłam.
W końcu się uspokoiłam, a Ginny powiedziała, że musi iść, aby przywalić swojemu bratu, ale ja wiedziałam, że po prostu chciała iść do Deana, żeby choć trochę pocieszyć teraz siebie.
                     Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi, przypomniałam sobie o liściku, który był już wygnieciony, jak zużyta chusteczka do nosa. Powoli i delikatnie rozwiązałam czerwoną wstążeczkę, którą owinięto mały list i rozwinęłam go. Na widok smukłych, lekko pochylonych w prawo liter, moje serce przyspieszyło swój rytm.



Dzisiaj o północy, siódme piętro, nie spóźnij się
D. M.

                    Gdy jednak zerknęłam na zegarek, moje serce stanęło. Byłam już piętnaście minut spóźniona, a przecież w moim przypadku było to niedopuszczalne, nawet jeśli chodziło o Dracona Malfoya!


~~**~~**~~**~~

Wena wróciła i tym razem wasza Cave o Was dba!
Rozdział nie jest może bardzo długi, ale następny na pewno Was zadowoli. :)
Rozdział 4 i 5 jest już ładnie napisany i czeka zapisany w Wordzie, ale trochę Was przetrzymam i dalszy ciąg pojawi się dopiero za tydzień! 
Komentujcie, komentujcie i jeszcze raz komentujcie, bo to wszystko własnie dla Was!

Pozdrawiam,
Cave Inimicum

poniedziałek, 27 stycznia 2014

2. mysterium

          — Szafki? — Nie mogłam uwierzyć, że Draco Malfoy prosi mnie o naprawienie szafki. Zwykłego, nic nie znaczącego mebla, które każdy czarodziej w klasie szóstej powinien bez problemu naprawić. Roześmiałam się, jednak widząc poważną minę blondyna zmarkotniałam. — A próbowałeś Reparo?
          — Masz mnie za kretyna, Granger? — Chłopak odsunął się ode mnie ze złością i podszedł do ogromnego okna, po czym pociągnął za dół ciężkiej, zakurzonej zasłony w celu odsłonięcia go. Kotara opadła z hukiem, wzbijając kurz w powietrze, co wywołało u mnie atak kaszlu, lecz Malfoy stał niewzruszony, wpatrując się w krajobraz. Z nieba leniwie spadały duże płatki śniegu, nie spiesząc się z niczym, żaden wiatr ani deszcze nie przeszkadzały im w powolnym opadaniu na ziemię.
           — Odpowiedź jest chyba prosta... — zaczęłam powoli i niepewnie, podchodząc do Ślizgona. Stanęłam obok niego przy parapecie, jednocześnie zachowując odpowiedni dystans. W końcu nie mogłam mu ufać, nawet mimo dawnej rozmowy z dyrektorem.
           — Wiem, Granger co masz na myśli, jednak nie czas na dziecinne zaczepki. Uwierz mi, że gdybym nie był zmuszony, to o nic bym cię nie prosił. Niestety, pewna osoba uważa, że jesteś w stanie mi pomóc. — Nie spodobał mi się ton jego głosu. Chciałam się wycofać, lecz ciekawość zwyciężyła.
           — W takim razie pokaż mi ten mebel, spróbuję coś wymyślić.
           — Rzecz w tym, że nie mogę, to zbyt ryzykowane.
           Spojrzałam na jego twarz. Pierwszy raz wpatrywałam się w niego dłużej niż kilka sekund. Po prostu nie dowierzałam w to, co mówił. Oczekiwał ode mnie pomocy, musiałam to zrobić ze względu na Dumbledore'a, ale nie zamierzał pokazać mi przedmiotu, którym miałam się zająć. To wszystko coraz mniej mi się podobało.
           — Ryzykowne dla ciebie czy dla mnie? — zapytałam z nutką ciekawości, lecz nie oczekiwałam odpowiedzi. Czułam, że nie dowiem się tego, przynajmniej nie wtedy.
            Tak jak przypuszczałam, Draco nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem, uniósł różdżkę, którą wcześniej obracał w dłoniach, w kierunku drzwi, poruszył nią kilka razy, a moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi.
           — Chcę, byś odszukała w bibliotece wszelkich informacji o wszystkich szafkach lub jakichkolwiek przedmiotach tego typu. Chcę mieć ich jak najwięcej — powiedział, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem, po czym ruszył w kierunku wyjścia. Zanim jednak opuścił salę, dodał jeszcze:
             Najlepiej, jeśli rozejrzysz się w Dziale Ksiąg Zakazanych.
            Jeszcze długo patrzyłam w miejsce, gdzie przed chwilą stał Draco Malfoy. W mojej głowie panował mętlik. Dlaczego Malfoy oczekiwał ode mnie pomocy? Czemu miała służyć ta szafka i dlaczego miałam szukać informacji w  Dziale Ksiąg Zakazanych? Dlaczego miałam szukać różnych przedmiotów, skoro chodziło mu dokładnie o jeden, konkretny? Kim była osoba, która doradziła mu zwrócenie się do mnie? I co z tym wszystkim miał wspólnego Albus Dumbledore?

~~**~~

             Nie czekałam długo na spełnienie prośby Malfoya, bo już następnego dnia ruszyłam w stronę biblioteki zaraz po śniadaniu. Co śmieszniejsze, nie musiałam długo czekać na to, aż dostanę pozwolenie na wstęp do zakazanego działu. Profesor Slughorn był wręcz zachwycony, gdy poprosiłam go o podpis i od razu uwierzył mi, że chodzi o informacje dotyczące eliksirów. Tak więc całą sobotę spędziłam na poszukiwaniu najróżniejszych przedmiotów. Znalazłam na przykład kredens, który pożerał wszystko, co znalazło się w jego wnętrzu; była również etażerka, która podczas snu, atakowała śpiącego obok człowieka i zaciskała swoje nogi na jego szyi, by ten umarł we śnie. Były najróżniejsze meble, coraz to bardziej krwiożercze i mordercze. Oczywiście nie znalazłam zbyt dużo ksiąg, które by o nich mówiły. Zaledwie trzy. Wiedziałam, że to będzie podejrzane, jeśli wyniosę coś takiego z biblioteki, więc skopiowałam teksty na czyste pergaminy za pomocą prostego zaklęcia. Byłam zadowolona z efektu końcowego.
           Kilka dni po moich poszukiwaniach w Dziale Ksiąg Zakazanych intuicyjnie czułam, że podczas kolacji ktoś mi się bacznie przygląda. Rozejrzałam się po Wielkiej Sali i moje spojrzenie przecięło się ze spojrzeniem stalowoszarych tęczówek. Nawet z takiej odległości wyczytałam nieme pytanie chłopaka, więc niedostrzegalnie kiwnęłam głową. Draco Malfoy zerwał się ze swojego miejsca i ignorując zdziwione spojrzenia Pansy i Blaise'a, skierował się w stronę wyjścia. Potrzebowałam zaledwie kilku sekund na skojarzenie faktów. Od razu pobiegłam  na piętro, gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy w celu omówienia mojego "zadania". Nie mam pojęcia, skąd wiedziałam, że właśnie tam powinnam się udać, ale podświadomie tak właśnie czułam.
           Wchodząc do ciemnej, opuszczonej sali poczułam dziwną ulgę. Było to całkowicie sprzeczne uczucie w porównaniu z ostatnim razem, kiedy Malfoy zaciągnął mnie tu siłą i podstępem. Swoją drogą, mógł po prostu mnie poprosić, chociaż zapewne gdyby nie prośba Dumbledore'a, nie poszłabym tam dobrowolnie. Cwana żmija z tej tlenionej fretki... Moje mściwe myśli diametralnie się zmieniły w momencie przekroczenia progu drzwi oraz zaryglowania ich odpowiednim zaklęciem. Stał tam, pewny siebie, opierając się barkiem o ścianę z założonymi rękami na piersi oraz oświetlony białą poświatą księżyca. Miałam wrażenie, że Draco Malfoy lśni od bijącego światła i zamrożonego, świeżego śniegu, który pierwszy raz tego roku spadł i teraz dumnie leżał na parapecie za oknem. Widok zza okna był piękny; białe, nieskazitelne diamenciki, spowijające łąki Hogwartu oraz jezioro, które nie zdążyło jeszcze zamarznąć. Piękna i zarazem smutna rzeczywistość skrajności i przemijania. Nagle poczułam niesamowitą melancholię i zapomniałam o blondynie, który zapewne przyglądał mi się teraz z zaciekawieniem i może z lekkim zdenerwowaniem oraz zniecierpliwieniem. Nie dbałam o to. Nawet nie spostrzegłam, że nieświadomie podeszłam do parapetu w sali. Stałam teraz bardzo blisko Ślizgona i wtedy nie dostrzegłam, że nawet się nie odsunął. Z perspektywy czasu widzę, jak ważne to było. Draco pomimo tego, że prawdopodobnie to miała być nasza trzecia normalna rozmowa w życiu zaczął traktować mnie inaczej, nie jak szlamę, przyjaciółkę Pottera i "Wieprzleja". Chyba podświadomie czuł, że stałam się częścią jego sekretu, gdy pierwszy raz zdradził mi pewne elementy, które wtedy ani trochę się nie kleiły. Wiedziałam tylko, że chłopak potrzebował pomocy, zwłaszcza że sam Dumbledore to zauważył. Niemniej jednak zapomniałam o tym na chwilę i patrzyłam na pejzaż, rozciągający się za oknem, na naturę, która była całkowicie nieświadoma tej dziwnej chwili i spokoju, jaki teraz rozgrywał się między nami, wrogami z dwóch całkowicie skrajnych domów lwa i węża. Ten nastrój udzielił się prawdopodobnie nawet Malfoyowi, bo nic nie mówił, nie przerwał tej panującej ciszy nawet cichym westchnieniem. O czym wtedy myślałam? Myślałam o... śniegu. Pozornie prosty, całkowicie niefilozoficzny temat do rozmyślań i wniosków, jednakowoż po głębszej analizie każdy znalazłby ukryty sens w tych małych, lodowych kryształkach. W końcu, czy ich los jest pewny? Nagle znikąd się pojawiają, spadają na ziemię, tworząc śnieżny puch, a nawet kilka godzin po tym mogą zniknąć i zostanie po nich najwyżej mokra plama. I tu nadchodzi drugi aspekt: mogłoby się wydawać, że jezioro jest całkowitym przeciwieństwem zimnego, zamarzniętego lodu, całkowita skrajność, a jednak z czasem okazuje się, że to i to jest niczym innym jak wodą. Zerknęłam z ukosa na blondyna, a on gwałtownie się wyprostował, chyba myślał, że mam dla niego jakieś rewelacje. Zmrużyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że tak samo jest z nami, ludźmi. Pozornie różni, a jednak, jak to ujął profesor Dumbledore podczas ceremonii pogrzebowej Cedrika, "nasze serca biją jednym rytmem". Odetchnęłam cicho i w końcu wyjęłam z torby kawałki zapisanego pergaminu, podając je w ciszy Ślizgonowi. On od razu mi je wyrwał niczym wściekłe zwierzę i odszedł kawałek dalej, by mój je przejrzeć w blasku świecy ("i z daleka od twojego szlamu", szepnął wredny głosik w mojej głowie). Wróciłam myślami do nieuchronnej i bezwzględnej natury i ze skrajnymi odczuciami dostrzegłam, że zaczął ponownie padać śnieg. W zasadzie nie było w tym nic dziwnego, zostało osiemnaście dni do Świąt Bożego Narodzenia i nawet był wskazany.
           Nagle, zupełnie niespodziewanie usłyszałam okropne przekleństwo z lewej strony oraz dźwięk pergaminów lądujących na podłodze, a następnie zdecydowane "Incendio!". Draco Malfoy, największy dupek świata, egoista oraz osoba, która nie umie szanować cudzej pracy, właśnie spalił moje notatki, nad którymi pracowałam przez jakieś trzy lub cztery godziny! Z oburzenia opadła mi szczęka i podeszłam szybko do chłopaka, przystawiając palec wskazujący do jego klatki piersiowej, lecz on nic sobie z tego nie zrobił. Szybko przerwał zaklęcie, by nas nie podpalić i spojrzał na mnie z wyższością i totalną obojętnością. Nagle cała pewność siebie uleciała ze mnie jak powietrze z przebitego balonu, jednak nie mogłam dać za wygraną.
             — Jak śmiesz tak traktować moją ciężką pracę?!
            Odniosłam dziwne wrażenie, że cała ta sytuacja ogromnie bawi mojego rozmówcę przez co moja złość powoli osiągała apogeum.
             — Granger, to stek bzdur. Naprawdę sądziłaś, że przyda mi się gryząca doniczka czy co to tam było? Wydaje ci się, że to żarty? że to jakiś kaprys? Prosiłem o meble, najlepiej o szafkę, a dostaję to... — Przerwał, by dosadnie pokazać mi popiół z moich notatek, a ja poczułam się jak ostatnia idiotka. Wiedziałam w co pogrywał Draco. Chciał mnie upokorzyć i zdenerwować, dostrzegłam to w jego uśmiechu.
             — Jeżeli jestem aż tak bezużyteczna, to wcale nie muszę ci pomagać.
             — Nie ma mowy, dopóki mi pomagasz nie możesz zdradzić nikomu naszej tajemnicy ze względu na prośbę kochanego profesorka Dumbledore'a. Poza tym mam dla ciebie inne zadanie, to było tylko i wyłącznie wstępem. Chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście jesteś godna zaufania i... oddana.
             Teatralnie wzdrygnęłam się na dźwięk tego słowa, choć przyznam szczerze, że czasami mogłabym się oddać Malfoyowi w każdym znaczeniu tego słowa. Na samą myśl o tym zrobiło mi się gorąco, puls przyspieszył, a policzki przybrały odcień dojrzałej wiśni. Na moje szczęście i nieszczęście blondyn źle zinterpretował moją reakcję.
               — Wiedziałem, że ucieszysz się na dalszą współpracę ze mną...
               — Nie pieprz, Malfoy. Mów, czego chcesz. — Dostrzegłam, że chłopak zacisnął ze złości pięści oraz szczękę, jednak nijak tego nie skomentował. Chyba uznał, iż musi wykrzesać z siebie resztki cierpliwości, jeśli chciał ze mną współpracować.
               — Po pierwsze, potrzebuję eliksiru wielosokowego, dużo eliksiru — zaczął cicho Ślizgon, a na jego ustach zabłąkał się dziwny grymas. Gdyby to nie był on, pomyślałabym, że się uśmiechnął. — A po drugie, musisz mi pomóc w oklumencji.
               — W oklumencji? — powtórzyłam tępo, nie do końca rozumiejąc, co chciał powiedzieć przez to, że mam mu w tym pomóc. Przecież nigdy w praktyce nie miałam z tym do czynienia!
                — Tak, w oklumencji, Granger, czyli w magicznej obronie umysłu przed penetracją z zewnątrz — wytłumaczył znudzony, a ja poczułam nieopisaną wściekłość. Doskonale wiedziałam, co to jest i już miałam zrobić na ten temat wykład, jednak jego uniesiona dłoń nakazała mi milczeć.
                — Dumbledore twierdzi, że wiesz coś na ten temat, podobno w zeszłym roku miałaś z tym coś wspólnego, gdy durny Potter nie potrafił sobie z tym poradzić. — Chwila, Dumbledore? Więc to jednak dyrektor doradził Malfoyowi, by ten zwrócił się do mnie o pomoc? Wiedziałam już, iż za jakiś czas będę w końcu musiała wyciągnąć wszystkie informacje od tego chłopaka. Kroiła się jakaś poważna akcja, tego byłam pewna. Na razie nie postanowiłam tego komentować, bo przecież i tak bym się niczego nie dowiedziała. Niestety, nie mogłam skomentować przytyku do mojego najlepszego przyjaciele i jego kiepskich umiejętności z tej dziedziny magii. Doskonale znałam prawdę i założę się, że ten cyniczny Ślizgon również.
                 — To była wina Snape'a! Był zbyt honorowy, by kontynuować jego lekcje, gdy Harry zobaczył jego wspomnienia! — Nagle wpadła mi do głowy myśl i jakoś ciężko było mi uwierzyć, że ten tłuk sam na to nie wpadł. — Dlaczego nie poprosisz swojego ulubionego profesora? Na pewno wolałbyś, by to on penetrował twoją pustą przestrzeń między uszami — powiedziałam przesadnie słodkim głosem, a Draco skrzywił się, co przywiodło mi na myśl wyjątkowo brzydką (a raczej przystojną, ale tego nie mogłam przyznać) mandragorę. Łatwo się domyślić, że Malfoy wykrzywił się na myśl o tym, że to ja zobaczę jego wspomnienia, a nie przez mój przesłodzony ton.
                  — Zaufaj mi, Granger, każdy byłby lepszy od ciebie, jednak pewne okoliczności nie pozwalają mi na współpracę z tym człowiekiem, a Dumbledore jest zbyt zajęty Potterem i pewnymi wędrówkami w dalekie podróże, więc zostałem skierowany do ciebie.
                   — W jakie podróże?
                   — Z czasem może coś ci zdradzę, ale na razie nie ufam ci wystarczająco. Już teraz istnieje zagrożenie, że pójdziesz poskarżyć się Potterowi i Wieprzlejowi, więc jest za wcześnie  mruknął Malfoy i skierował się do wyjścia, zdejmując z nich Muffliato.
                    — Ale kiedyś dowiem się więcej?
                    Chwila ciszy powoli utwierdzała mnie w fakcie, że nie.
                    — Owszem, Granger, dowiesz się wszystkiego w swoim czasie — szepnął ledwo dosłyszalnie, po czym opuścił pomieszczenie szybciej niż udało mi się wziąć chociażby jeden, mały wdech.
                     Wtedy już wiedziałam, że stałam się częścią jego sekretu i czułam się zobowiązana być mu wierna.

~~**~~**~~**~~

Dam-da-ra-daam! Udało się i jestem z siebie dumna.
Niezabetowane, pisane na szybko w przypływie nagłej weny.
Niedługo nowy rozdział, bo mam mnóstwo nowy pomysłów! Może nawet w tym tygodniu, jeszcze przed końcem ferii!
PS. Dziękuję niesamowitej Niezrównoważonej z Dotyku Magii (button sowy po lewej stronie) za wykonanie pięknego szablonu, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. :)