Stałam ciągle w tym samym miejscu, mimo że Malfoy wyszedł kilkanaście minut wcześniej. Szybko dotarł do mnie fakt, że ten kretyn zmarnował mi całą sobotę! Nie mogłam jednak zbyt długo rozmyślać nad zemstą nad Ślizgonem, gdyż musiałam skupić się na czymś zupełnie innym, mianowicie na moich zadaniach.
Eliksir Wielosokowy to była dla mnie pestka, owszem, potrzeba było całego miesiąca na przygotowanie go, ale jeśli Malfoy (bo tego moja misja nie obejmowała) zdobyłby odpowiednie składniki, mogłam zacząć od razu. W tym roku nie zamierzałam wykradać ingrediencji ze schowka Snape'a, który na pewno nadal miał sentyment do swoich eliksirów, a już na pewno nie mogłabym tego zrobić poczciwemu profesorowi Slughornowi. Był na to zbyt dobry. Zresztą Malfoy zawsze chwalił się swoimi znajomościami i bogactwem, niechaj więc w końcu się na coś przydadzą, czyż nie? Tak, z przyrządzeniem tego nielegalnego eliksiru nie miałam mieć żadnych problemów.
W następnej kolejności skupiłam się na oklumencji. Na samą myśl o tej przydatnej, ale jednak trudnej dziedzinie magii przeszedł mnie dreszcz podekscytowania i przerażenia. A co, jeżeli nie podołałabym temu zadaniu? To musiało być naprawdę ważne, skoro nawet sam profesor Dumbledore był w to zamieszany. Zdawałam sobie sprawę, że nie mogę zawieść dyrektora. Oczywiście Malfoy nie bardzo mnie interesował, a przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim stało się to dużo, dużo później. Owszem, potrzebował mojej pomocy, ale co z tego? Gdyby nie sama prośba Albusa Dumbledore'a, nigdy bym na to nie przystała. Nie, nie po pięciu latach poniżania, wyżywania się i przezywania od szlam. Musiałam jednak przyznać się do jednej rzeczy: Draco Malfoy od naszej pierwszej rozmowy w bibliotece zwrócił się do mnie per szlama tylko dwa razy, ale na razie nie czas o tym mówić.
— Dobrze, Hermiono, skoro możemy rozmawiać już normalnie, to może powiesz mi, gdzie wczoraj wybiegłaś podczas kolacji? — zapytał Harry, gdy chwilę później wracaliśmy z biblioteki zaraz po tym, jak pani Pince wyrzuciła nas z niej za jego egzemplarz Eliksirów dla zaawansowanych. Mój przyjaciel czasami potrafił być naprawdę nierozważny. — Chciałem z tobą porozmawiać, ale nigdzie nie mogłem cię znaleźć. Nawet zniknęłaś z Mapy Huncwotów! — Serce przyspieszyło swój rytm, gdy w tamtym momencie uświadomiłam sobie jedną rzecz: byłam o włos od tego, by Harry prawie się dowiedział o moich spotkaniach z Malfoyem. Kiepska wizja, gdyż teraz miało być ich znacznie więcej niż dotychczas. Szybko skojarzyłam fakty, dochodząc do wniosku, że Ślizgon jednak nie był aż tak głupi, na jakiego wyglądał. Pokój Życzeń.
— Byłam w.. ee.. w... — Myśl, Hermiono, myśl! — w bibliotece! — I ty, idiotko, śmiesz nosisz tytuł drugiej najmądrzejszej czarownicy zaraz po Rowenie Raveclaw?
— W bibliotece? — zdziwił się Złoty Chłopiec, patrząc na mnie z powątpiewaniem. Mogłam wpaść na to, że skoro mnie szukał, to zaczął właśnie od tego miejsca. Szybko pokiwałam głową, aby utwierdzić go w tym fakcie, ale mój przyjaciel chyba tego nie kupił. Zbyt dobrze się znaliśmy.
— Harry, zaufaj mi, byłam tam. Może po prostu sprawdziłeś tam dwa czy trzy razy, a ja przecież nie siedziałam tam bez przerwy. Raz musiałam interweniować, bo jakiś uczeń z czwartej klasy powiedział mi, że pierwszaki rozrabiają, a później byłam u Slughorna, no wiesz, chciałam się dowiedzieć, czy nie mogłabym wykonać dodatkowej pracy. Ja po prostu nie mogę znieść, że jesteś lepszy ode mnie w eliksirach — skłamałam, co wyszło mi naprawdę dobrze. Nie myślcie sobie, że czułam się z tym w porządku, bo byłoby to całkowite przeciwieństwo tego, co wtedy czułam. Nawet nie musiałam udawać zawstydzenia wywołanego moim rzekomym natrętnym zachowaniem w stronę profesora Slughorna, bo wstyd sam wypisał się na mej twarzy od kłamstwa. To był pierwszy raz, kiedy okłamałam Harry'ego i od tamtej pory miało być już tak coraz częściej.
Mogłam mu wtedy wyznać, do czego zobowiązał mnie dyrektor Hogwartu, na pewno byłoby łatwiej przygotować go do tego od razu. Reakcja wstrząsowa nigdy nie jest dobra, a późniejsze wydarzenia mogłyby właśnie tak na niego zadziałać - jak czerwona płachta na byka. W tamtym dniu wszystko było świeże, a poza tym działałam na prośbę człowieka, którego on szanował ponad wszystko. Ale ja po prostu czułam podświadomie, iż to, co się działo w Pokoju Życzeń oraz gabinecie dyrektora, powinno właśnie tam pozostać.
— Hermiono... — zaczął Harry usprawiedliwiającym tonem, a moje serce się ścisnęło. Nie dość, że nakarmiłam go okropnym łgarstwem, to jeszcze wywołałam u niego wyrzuty sumienia z powodu jego dobrych wyników z eliksirów.
— Zapomnijmy o tym, dobrze? — Uśmiechnęłam się w stronę Wybrańca, a on od razu się rozweselił, przystając na moją propozycję. Szkoda, że ja nie mogłam o tym tak łatwo zapomnieć. Szybko jednak zmieniłam temat. — O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Tym razem to Harry Potter odrobinę się speszył, a nawet znacznie więcej niż "odrobinę". Od razu spostrzegłam, co będzie tematem naszej rozmowy.
— Jeśli chcesz mnie prosić o to, bym pogodziła się z Ronem, to odpuść.
Tak, moje uczucie do Ronalda Weasleya w tamtym czasie było gorące i szczere. Wydawało mi się, że tylko z nim mogłabym spędzić resztę życia, a on zamiast to dostrzec, po prostu obściskiwał się po kątach z Lavender. Gdyby chociaż robili to cicho... ale oni wydawali z siebie dźwięki jak dwa walczące gumochłony! Najgorsze w tym wszystkim było to, iż nigdy nie traktował mnie jak dziewczynę. Och, ewentualnie w czwartej klasie, gdy potrzebował jakiejkolwiek partnerki, by nie wyjść na kretyna. Na całe szczęście miałam z kim iść, abym mogła utrzeć mu nosa i to nie z byle kim, bo Wiktorem Krumem! Oczywiście Ronald później zepsuł mi cały wieczór, lecz to zupełnie inna historia.
— Nie, nie o to chodzi. Mam po prostu dość towarzystwa tej całej Brown... Nie zrozum mnie źle, to dziewczyna Rona... — urwał na chwilę, by zobaczyć moją reakcję, a gdy nie spotkał się z irytacją z mojej strony, kontynuował:
— ...ale albo muszę znosić jej gadanie o nowej modzie, albo siedzę obok i patrzę jak się całują, a nawet jak tego nie robię, to SŁYSZĘ, albo plotek z Parvati, która swoją drogą chyba myśli, że w końcu zaczniemy się spotykać i chodzić na podwójne randki. — Harry spiorunował mnie wzrokiem, gdy usłyszał mój szczery śmiech. Dawno mnie tak nie rozśmieszyła żadna wizja, a wyobrażenie podwójnych randek z udziałem speszonego Harry'ego było naprawdę cudownym balsamem na mój ostatni smutek wywołanym przez Rona.
W pewnym momencie nawet mój przyjaciel się uśmiechnął i resztę korytarza przeszliśmy w lepszych nastrojach. Nagle jednak coś mi się przypomniało. Było to tak niespodziewane, że aż przystanęłam na środku przejścia.
— Powinieneś być ostrożny — powiedziałam i ignorując zdziwione oraz oburzone spojrzenie Wybrańca, ruszyłam dalej, tym razem znaczniej szybciej. Harry najwyraźniej źle odebrał moją reakcję.
— Powtarzam ci po raz ostatni — odparł szeptem, jakby bojąc się, że ktoś go usłyszy — że nie oddam tej książki. Od Księcia Półkrwi nauczyłem się więcej niż od Snape'a i Slughorna razem wziętych...
— Nie mówię o tym głupim Księciu — powiedziałam, rzucając pogardliwe spojrzenie na podręcznik, który Harry trzymał w ręku — ale o tym, co było wcześniej. Wczoraj, podczas przerwy w nauce, gdy poszłam do toalety dla dziewczyn, było ich tam z tuzin, w tym ta Romilda Vane. Zastanawiała się głośno, jak ci podać eliksir miłosny. One wszystkie mają nadzieję, że je zabierzesz na to przyjęcie do Slughorna i chyba wszystkie kupiły sobie miłosne napoje u Freda i George'a, a obawiam się, że one naprawdę działają... — Było to kolejne kłamstwo, bo to wydarzenie miało miejsce właśnie tego dnia, w którym rozmawiałam z Harrym, ale miałam przynajmniej jeszcze jedno alibi, a i tak musiałam przecież ostrzec mojego przyjaciela.
— Więc dlaczego ich nie skonfiskowałaś? — zapytał Harry, któremu najwyraźniej wydało się dziwne, że akurat w tym przypadku odpuściłam i nie przestrzegałam aż tak maniakalnie regulaminu.
— Bo w toalecie nie miały przy sobie flakoników — oświadczyłam z żalem — Po prostu uważam, że powinieneś prędko się zdecydować kogo zaprosisz na jutrzejsze przyjęcie u Slughorna, bo może wtedy odpuszczą chociaż na chwilę. A przynajmniej uważaj na to, co pijesz, bo Romildę chyba stać na wszystko...
— Zastanawiam się tylko jak udało im się przemycić te flakoniki do szkoły... - mruknął Harry, gorączkowo nad czymś myśląc. Prawdopodobnie nie przejął się zbytnio tym, co mu powiedziałam, skoro skupił się na tak mało istotnym szczególe.
— Fred i George opatrują je nalepkami perfum i syropów na kaszel. Wiesz, to ich specjalna oferta w ramach zamówień wysyłanych przez sowy — powiedziałam, a kiedy spostrzegłam zdziwiony wzrok Pottera, westchnęłam i powiedziałam chłodno — Widziałam to, gdy byliśmy tam pod koniec sierpnia. Bliźniacy pokazali mi i Ginny ich metodę. Ja nie wlewam ludziom eliksirów do napojów... i nie udaję, że dolewam, co jest równie paskudne... — mruknęłam, celowo przypominając Harry'emu sytuację z płynnym szczęściem tuż przed meczem.
— No dobrze, nie denerwuj się... Chodzi mi o zupełnie co innego. Dziewczyny robią Filcha w konia, tak? Przemycają buteleczki z zakazanymi eliksirami! Więc dlaczego Malfoy nie mógłby w ten sam sposób przemycić naszyjnika?
— Och, Harry... tylko nie zaczynaj od nowa... — szepnęłam i z przerażeniem zauważyłam, że moje nogi stały się jak z waty, a serce przyspieszyło. Zawsze denerwowały mnie insynuacje mojego przyjaciela, ale w tamtym momencie chodziło przede wszystkim o moje wyrzuty sumienia. No i może trochę tęskniłam za Ślizgonem, bo te trzy spotkania były naprawdę przyjemne...
— No, ale sama powiedz, dlaczego?
— Słuchaj — westchnęłam, próbując wymyślić naprędce coś, co pozwoliłoby zapomnieć mu (i mnie) o Malfoyu chociaż na chwilę — czujniki tajności wykrywają czarnomagiczne zaklęcia, uroki czy klątwy. Są bardzo czułe na różne przedmioty, które mogłyby mieć coś wspólnego z czarną magią. Sam słyszałeś, co mówił Snape, "panna Bell nawet nie wie ile szczęścia miała", co wskazuje na to, że było to wyjątkowo silne zaklęcie, więc czujnik w mgnieniu oka wyczułby coś takiego. A napoje magiczne to zupełnie co innego, sam doskonale wiesz, że Filch, który jest charłakiem, raczej by nie wykrył, że to nie syrop na kaszel!
— No już dobrze, ale i tak sądzę, że to jego sprawka — mruknął znacznie mniej entuzjastycznie, a gdy znaleźliśmy się pod portretem Grubej Damy powiedział już głośniej: — Błyskotki. — Było to nowe hasło z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Nie musiałam długo czekać, by potwierdzić moją tezę, co do eliksiru miłosnego, bo chwilę później podeszła do nas Romilda Vane. W zasadzie to podeszła do Harry'ego, bo mnie potraktowała jak powietrze, co było mi nawet na rękę.
— Hej, Harry! — zawołała — Może trochę goździkówki?
Rzuciłam mu przez ramię spojrzenie typu "a-nie-mówiłam?". Niestety, nie dane mi było usłyszeć, jak Wybrańcowi udało się uwolnić spod sideł Romildy, bo usłyszałam piskliwy głos Lavender i dopiero wtedy zauważyłam ją, siedzącą na kolanach u Rona.
— Ooooooch, patrzcie, jaka ona piękna! — Wtedy miałam wielką chęć, aby uciec do dormitorium i skupić się choć trochę na oklumencji lub nad czymkolwiek innym, ale coś mnie podkusiło, by spojrzeć w kierunku wskazywanym przez Brown.
Lavender pokazywała wszystkim wielkiego, dumnego puchacza, który próbował się dostać do wieży Gryffindoru przez okno. Colin Creevey podbiegł do niego i otworzył, by wpuścić dorodnego ptaka do środka. Każdy, dosłownie każdy, z wyjątkiem Harry'ego, który nadal szukał wymówki, by uciec przed Vane oraz samej Romildy, zachwycał się tym stworzeniem. Możecie sobie wyobrazić moje zdumienie, gdy obiekt powszechnego zainteresowania podfrunął do mnie, rzucił mi do stóp mały liścik i tak szybko, jak znalazł się w Salonie Wspólnym, tak szybko go opuścił. Schyliłam się, aby go podnieść i kiedy się wyprostowałam, usłyszałam złośliwy głos Ronalda.
— No proszę, proszę, Hermiona sobie koresponduje z jakimś nowym chłopakiem. Co, Krum ci już nie wystarczał i musisz się dowartościować kimś nowym? — W salonie zapadła przeraźliwa cisza. Nawet Lavender spuściła zawstydzona wzrok, choć ona chyba po prostu była niezadowolona tym, że to ja byłam na chwilę w centrum uwagi Rona. Ciszę przerwał Harry, który nareszcie mógł uciec od natrętnej dziewczyny, krzycząc oburzony "Ron!" oraz Ginny, która pojawiła się znikąd, aby wziąć mnie pod ramię i zaprowadzić do mojego dormitorium. Na początku nie dotarło do mnie, co powiedział mój drugi z przyjaciół, ale z czasem uświadomiłam sobie, że zasugerował wszystkim, iż jestem łatwa i zmieniam bez przerwy chłopaków. No cóż, to i tak lepsze niż "szlama", ale nie zmienia to faktu, że usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Oparłam się o ramię Ginny, ciągle ściskając liścik w dłoniach. Moja kochana przyjaciółka siedziała przy mnie całą godzinę, wysłuchując mojego użalania się o Ronie. To było naprawdę miłe... Wyznała mi wtedy, że mnie rozumie, bo ona tak samo żałośnie kocha Harry'ego, ale cieszy się z życia i stara się o nim zapomnieć. Najgorsze było to, że znałam prawdę, bo wiedziałam jakim uczuciem mój przyjaciel ją darzy, lecz nie mogłam nic powiedzieć. To zabawne, jak łatwo przychodziło mi krycie Malfoya i okłamywanie przyjaciół, a gdy w grę wchodziło uszczęśliwienie Ginny i Harry'ego - nic nie zrobiłam.
W końcu się uspokoiłam, a Ginny powiedziała, że musi iść, aby przywalić swojemu bratu, ale ja wiedziałam, że po prostu chciała iść do Deana, żeby choć trochę pocieszyć teraz siebie.
Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi, przypomniałam sobie o liściku, który był już wygnieciony, jak zużyta chusteczka do nosa. Powoli i delikatnie rozwiązałam czerwoną wstążeczkę, którą owinięto mały list i rozwinęłam go. Na widok smukłych, lekko pochylonych w prawo liter, moje serce przyspieszyło swój rytm.
Gdy jednak zerknęłam na zegarek, moje serce stanęło. Byłam już piętnaście minut spóźniona, a przecież w moim przypadku było to niedopuszczalne, nawet jeśli chodziło o Dracona Malfoya!
Eliksir Wielosokowy to była dla mnie pestka, owszem, potrzeba było całego miesiąca na przygotowanie go, ale jeśli Malfoy (bo tego moja misja nie obejmowała) zdobyłby odpowiednie składniki, mogłam zacząć od razu. W tym roku nie zamierzałam wykradać ingrediencji ze schowka Snape'a, który na pewno nadal miał sentyment do swoich eliksirów, a już na pewno nie mogłabym tego zrobić poczciwemu profesorowi Slughornowi. Był na to zbyt dobry. Zresztą Malfoy zawsze chwalił się swoimi znajomościami i bogactwem, niechaj więc w końcu się na coś przydadzą, czyż nie? Tak, z przyrządzeniem tego nielegalnego eliksiru nie miałam mieć żadnych problemów.
W następnej kolejności skupiłam się na oklumencji. Na samą myśl o tej przydatnej, ale jednak trudnej dziedzinie magii przeszedł mnie dreszcz podekscytowania i przerażenia. A co, jeżeli nie podołałabym temu zadaniu? To musiało być naprawdę ważne, skoro nawet sam profesor Dumbledore był w to zamieszany. Zdawałam sobie sprawę, że nie mogę zawieść dyrektora. Oczywiście Malfoy nie bardzo mnie interesował, a przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim stało się to dużo, dużo później. Owszem, potrzebował mojej pomocy, ale co z tego? Gdyby nie sama prośba Albusa Dumbledore'a, nigdy bym na to nie przystała. Nie, nie po pięciu latach poniżania, wyżywania się i przezywania od szlam. Musiałam jednak przyznać się do jednej rzeczy: Draco Malfoy od naszej pierwszej rozmowy w bibliotece zwrócił się do mnie per szlama tylko dwa razy, ale na razie nie czas o tym mówić.
~~**~~
— Dobrze, Hermiono, skoro możemy rozmawiać już normalnie, to może powiesz mi, gdzie wczoraj wybiegłaś podczas kolacji? — zapytał Harry, gdy chwilę później wracaliśmy z biblioteki zaraz po tym, jak pani Pince wyrzuciła nas z niej za jego egzemplarz Eliksirów dla zaawansowanych. Mój przyjaciel czasami potrafił być naprawdę nierozważny. — Chciałem z tobą porozmawiać, ale nigdzie nie mogłem cię znaleźć. Nawet zniknęłaś z Mapy Huncwotów! — Serce przyspieszyło swój rytm, gdy w tamtym momencie uświadomiłam sobie jedną rzecz: byłam o włos od tego, by Harry prawie się dowiedział o moich spotkaniach z Malfoyem. Kiepska wizja, gdyż teraz miało być ich znacznie więcej niż dotychczas. Szybko skojarzyłam fakty, dochodząc do wniosku, że Ślizgon jednak nie był aż tak głupi, na jakiego wyglądał. Pokój Życzeń.
— Byłam w.. ee.. w... — Myśl, Hermiono, myśl! — w bibliotece! — I ty, idiotko, śmiesz nosisz tytuł drugiej najmądrzejszej czarownicy zaraz po Rowenie Raveclaw?
— W bibliotece? — zdziwił się Złoty Chłopiec, patrząc na mnie z powątpiewaniem. Mogłam wpaść na to, że skoro mnie szukał, to zaczął właśnie od tego miejsca. Szybko pokiwałam głową, aby utwierdzić go w tym fakcie, ale mój przyjaciel chyba tego nie kupił. Zbyt dobrze się znaliśmy.
— Harry, zaufaj mi, byłam tam. Może po prostu sprawdziłeś tam dwa czy trzy razy, a ja przecież nie siedziałam tam bez przerwy. Raz musiałam interweniować, bo jakiś uczeń z czwartej klasy powiedział mi, że pierwszaki rozrabiają, a później byłam u Slughorna, no wiesz, chciałam się dowiedzieć, czy nie mogłabym wykonać dodatkowej pracy. Ja po prostu nie mogę znieść, że jesteś lepszy ode mnie w eliksirach — skłamałam, co wyszło mi naprawdę dobrze. Nie myślcie sobie, że czułam się z tym w porządku, bo byłoby to całkowite przeciwieństwo tego, co wtedy czułam. Nawet nie musiałam udawać zawstydzenia wywołanego moim rzekomym natrętnym zachowaniem w stronę profesora Slughorna, bo wstyd sam wypisał się na mej twarzy od kłamstwa. To był pierwszy raz, kiedy okłamałam Harry'ego i od tamtej pory miało być już tak coraz częściej.
Mogłam mu wtedy wyznać, do czego zobowiązał mnie dyrektor Hogwartu, na pewno byłoby łatwiej przygotować go do tego od razu. Reakcja wstrząsowa nigdy nie jest dobra, a późniejsze wydarzenia mogłyby właśnie tak na niego zadziałać - jak czerwona płachta na byka. W tamtym dniu wszystko było świeże, a poza tym działałam na prośbę człowieka, którego on szanował ponad wszystko. Ale ja po prostu czułam podświadomie, iż to, co się działo w Pokoju Życzeń oraz gabinecie dyrektora, powinno właśnie tam pozostać.
— Hermiono... — zaczął Harry usprawiedliwiającym tonem, a moje serce się ścisnęło. Nie dość, że nakarmiłam go okropnym łgarstwem, to jeszcze wywołałam u niego wyrzuty sumienia z powodu jego dobrych wyników z eliksirów.
— Zapomnijmy o tym, dobrze? — Uśmiechnęłam się w stronę Wybrańca, a on od razu się rozweselił, przystając na moją propozycję. Szkoda, że ja nie mogłam o tym tak łatwo zapomnieć. Szybko jednak zmieniłam temat. — O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Tym razem to Harry Potter odrobinę się speszył, a nawet znacznie więcej niż "odrobinę". Od razu spostrzegłam, co będzie tematem naszej rozmowy.
— Jeśli chcesz mnie prosić o to, bym pogodziła się z Ronem, to odpuść.
Tak, moje uczucie do Ronalda Weasleya w tamtym czasie było gorące i szczere. Wydawało mi się, że tylko z nim mogłabym spędzić resztę życia, a on zamiast to dostrzec, po prostu obściskiwał się po kątach z Lavender. Gdyby chociaż robili to cicho... ale oni wydawali z siebie dźwięki jak dwa walczące gumochłony! Najgorsze w tym wszystkim było to, iż nigdy nie traktował mnie jak dziewczynę. Och, ewentualnie w czwartej klasie, gdy potrzebował jakiejkolwiek partnerki, by nie wyjść na kretyna. Na całe szczęście miałam z kim iść, abym mogła utrzeć mu nosa i to nie z byle kim, bo Wiktorem Krumem! Oczywiście Ronald później zepsuł mi cały wieczór, lecz to zupełnie inna historia.
— Nie, nie o to chodzi. Mam po prostu dość towarzystwa tej całej Brown... Nie zrozum mnie źle, to dziewczyna Rona... — urwał na chwilę, by zobaczyć moją reakcję, a gdy nie spotkał się z irytacją z mojej strony, kontynuował:
— ...ale albo muszę znosić jej gadanie o nowej modzie, albo siedzę obok i patrzę jak się całują, a nawet jak tego nie robię, to SŁYSZĘ, albo plotek z Parvati, która swoją drogą chyba myśli, że w końcu zaczniemy się spotykać i chodzić na podwójne randki. — Harry spiorunował mnie wzrokiem, gdy usłyszał mój szczery śmiech. Dawno mnie tak nie rozśmieszyła żadna wizja, a wyobrażenie podwójnych randek z udziałem speszonego Harry'ego było naprawdę cudownym balsamem na mój ostatni smutek wywołanym przez Rona.
W pewnym momencie nawet mój przyjaciel się uśmiechnął i resztę korytarza przeszliśmy w lepszych nastrojach. Nagle jednak coś mi się przypomniało. Było to tak niespodziewane, że aż przystanęłam na środku przejścia.
— Powinieneś być ostrożny — powiedziałam i ignorując zdziwione oraz oburzone spojrzenie Wybrańca, ruszyłam dalej, tym razem znaczniej szybciej. Harry najwyraźniej źle odebrał moją reakcję.
— Powtarzam ci po raz ostatni — odparł szeptem, jakby bojąc się, że ktoś go usłyszy — że nie oddam tej książki. Od Księcia Półkrwi nauczyłem się więcej niż od Snape'a i Slughorna razem wziętych...
— Nie mówię o tym głupim Księciu — powiedziałam, rzucając pogardliwe spojrzenie na podręcznik, który Harry trzymał w ręku — ale o tym, co było wcześniej. Wczoraj, podczas przerwy w nauce, gdy poszłam do toalety dla dziewczyn, było ich tam z tuzin, w tym ta Romilda Vane. Zastanawiała się głośno, jak ci podać eliksir miłosny. One wszystkie mają nadzieję, że je zabierzesz na to przyjęcie do Slughorna i chyba wszystkie kupiły sobie miłosne napoje u Freda i George'a, a obawiam się, że one naprawdę działają... — Było to kolejne kłamstwo, bo to wydarzenie miało miejsce właśnie tego dnia, w którym rozmawiałam z Harrym, ale miałam przynajmniej jeszcze jedno alibi, a i tak musiałam przecież ostrzec mojego przyjaciela.
— Więc dlaczego ich nie skonfiskowałaś? — zapytał Harry, któremu najwyraźniej wydało się dziwne, że akurat w tym przypadku odpuściłam i nie przestrzegałam aż tak maniakalnie regulaminu.
— Bo w toalecie nie miały przy sobie flakoników — oświadczyłam z żalem — Po prostu uważam, że powinieneś prędko się zdecydować kogo zaprosisz na jutrzejsze przyjęcie u Slughorna, bo może wtedy odpuszczą chociaż na chwilę. A przynajmniej uważaj na to, co pijesz, bo Romildę chyba stać na wszystko...
— Zastanawiam się tylko jak udało im się przemycić te flakoniki do szkoły... - mruknął Harry, gorączkowo nad czymś myśląc. Prawdopodobnie nie przejął się zbytnio tym, co mu powiedziałam, skoro skupił się na tak mało istotnym szczególe.
— Fred i George opatrują je nalepkami perfum i syropów na kaszel. Wiesz, to ich specjalna oferta w ramach zamówień wysyłanych przez sowy — powiedziałam, a kiedy spostrzegłam zdziwiony wzrok Pottera, westchnęłam i powiedziałam chłodno — Widziałam to, gdy byliśmy tam pod koniec sierpnia. Bliźniacy pokazali mi i Ginny ich metodę. Ja nie wlewam ludziom eliksirów do napojów... i nie udaję, że dolewam, co jest równie paskudne... — mruknęłam, celowo przypominając Harry'emu sytuację z płynnym szczęściem tuż przed meczem.
— No dobrze, nie denerwuj się... Chodzi mi o zupełnie co innego. Dziewczyny robią Filcha w konia, tak? Przemycają buteleczki z zakazanymi eliksirami! Więc dlaczego Malfoy nie mógłby w ten sam sposób przemycić naszyjnika?
— Och, Harry... tylko nie zaczynaj od nowa... — szepnęłam i z przerażeniem zauważyłam, że moje nogi stały się jak z waty, a serce przyspieszyło. Zawsze denerwowały mnie insynuacje mojego przyjaciela, ale w tamtym momencie chodziło przede wszystkim o moje wyrzuty sumienia. No i może trochę tęskniłam za Ślizgonem, bo te trzy spotkania były naprawdę przyjemne...
— No, ale sama powiedz, dlaczego?
— Słuchaj — westchnęłam, próbując wymyślić naprędce coś, co pozwoliłoby zapomnieć mu (i mnie) o Malfoyu chociaż na chwilę — czujniki tajności wykrywają czarnomagiczne zaklęcia, uroki czy klątwy. Są bardzo czułe na różne przedmioty, które mogłyby mieć coś wspólnego z czarną magią. Sam słyszałeś, co mówił Snape, "panna Bell nawet nie wie ile szczęścia miała", co wskazuje na to, że było to wyjątkowo silne zaklęcie, więc czujnik w mgnieniu oka wyczułby coś takiego. A napoje magiczne to zupełnie co innego, sam doskonale wiesz, że Filch, który jest charłakiem, raczej by nie wykrył, że to nie syrop na kaszel!
— No już dobrze, ale i tak sądzę, że to jego sprawka — mruknął znacznie mniej entuzjastycznie, a gdy znaleźliśmy się pod portretem Grubej Damy powiedział już głośniej: — Błyskotki. — Było to nowe hasło z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Nie musiałam długo czekać, by potwierdzić moją tezę, co do eliksiru miłosnego, bo chwilę później podeszła do nas Romilda Vane. W zasadzie to podeszła do Harry'ego, bo mnie potraktowała jak powietrze, co było mi nawet na rękę.
— Hej, Harry! — zawołała — Może trochę goździkówki?
Rzuciłam mu przez ramię spojrzenie typu "a-nie-mówiłam?". Niestety, nie dane mi było usłyszeć, jak Wybrańcowi udało się uwolnić spod sideł Romildy, bo usłyszałam piskliwy głos Lavender i dopiero wtedy zauważyłam ją, siedzącą na kolanach u Rona.
— Ooooooch, patrzcie, jaka ona piękna! — Wtedy miałam wielką chęć, aby uciec do dormitorium i skupić się choć trochę na oklumencji lub nad czymkolwiek innym, ale coś mnie podkusiło, by spojrzeć w kierunku wskazywanym przez Brown.
Lavender pokazywała wszystkim wielkiego, dumnego puchacza, który próbował się dostać do wieży Gryffindoru przez okno. Colin Creevey podbiegł do niego i otworzył, by wpuścić dorodnego ptaka do środka. Każdy, dosłownie każdy, z wyjątkiem Harry'ego, który nadal szukał wymówki, by uciec przed Vane oraz samej Romildy, zachwycał się tym stworzeniem. Możecie sobie wyobrazić moje zdumienie, gdy obiekt powszechnego zainteresowania podfrunął do mnie, rzucił mi do stóp mały liścik i tak szybko, jak znalazł się w Salonie Wspólnym, tak szybko go opuścił. Schyliłam się, aby go podnieść i kiedy się wyprostowałam, usłyszałam złośliwy głos Ronalda.
— No proszę, proszę, Hermiona sobie koresponduje z jakimś nowym chłopakiem. Co, Krum ci już nie wystarczał i musisz się dowartościować kimś nowym? — W salonie zapadła przeraźliwa cisza. Nawet Lavender spuściła zawstydzona wzrok, choć ona chyba po prostu była niezadowolona tym, że to ja byłam na chwilę w centrum uwagi Rona. Ciszę przerwał Harry, który nareszcie mógł uciec od natrętnej dziewczyny, krzycząc oburzony "Ron!" oraz Ginny, która pojawiła się znikąd, aby wziąć mnie pod ramię i zaprowadzić do mojego dormitorium. Na początku nie dotarło do mnie, co powiedział mój drugi z przyjaciół, ale z czasem uświadomiłam sobie, że zasugerował wszystkim, iż jestem łatwa i zmieniam bez przerwy chłopaków. No cóż, to i tak lepsze niż "szlama", ale nie zmienia to faktu, że usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Oparłam się o ramię Ginny, ciągle ściskając liścik w dłoniach. Moja kochana przyjaciółka siedziała przy mnie całą godzinę, wysłuchując mojego użalania się o Ronie. To było naprawdę miłe... Wyznała mi wtedy, że mnie rozumie, bo ona tak samo żałośnie kocha Harry'ego, ale cieszy się z życia i stara się o nim zapomnieć. Najgorsze było to, że znałam prawdę, bo wiedziałam jakim uczuciem mój przyjaciel ją darzy, lecz nie mogłam nic powiedzieć. To zabawne, jak łatwo przychodziło mi krycie Malfoya i okłamywanie przyjaciół, a gdy w grę wchodziło uszczęśliwienie Ginny i Harry'ego - nic nie zrobiłam.
W końcu się uspokoiłam, a Ginny powiedziała, że musi iść, aby przywalić swojemu bratu, ale ja wiedziałam, że po prostu chciała iść do Deana, żeby choć trochę pocieszyć teraz siebie.
Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi, przypomniałam sobie o liściku, który był już wygnieciony, jak zużyta chusteczka do nosa. Powoli i delikatnie rozwiązałam czerwoną wstążeczkę, którą owinięto mały list i rozwinęłam go. Na widok smukłych, lekko pochylonych w prawo liter, moje serce przyspieszyło swój rytm.
Dzisiaj o północy, siódme piętro, nie spóźnij się
D. M.
Gdy jednak zerknęłam na zegarek, moje serce stanęło. Byłam już piętnaście minut spóźniona, a przecież w moim przypadku było to niedopuszczalne, nawet jeśli chodziło o Dracona Malfoya!
~~**~~**~~**~~
Wena wróciła i tym razem wasza Cave o Was dba!
Rozdział nie jest może bardzo długi, ale następny na pewno Was zadowoli. :)
Rozdział nie jest może bardzo długi, ale następny na pewno Was zadowoli. :)
Rozdział 4 i 5 jest już ładnie napisany i czeka zapisany w Wordzie, ale trochę Was przetrzymam i dalszy ciąg pojawi się dopiero za tydzień!
Komentujcie, komentujcie i jeszcze raz komentujcie, bo to wszystko własnie dla Was!
Pozdrawiam,
Cave Inimicum