Nie
było żadnym zaskoczeniem, gdy wieczorem Harry opowiedział mi, że nie tylko nie
wyciągnął wspomnienia od Slughorna, ale także rozzłościł go do tego stopnia, że
profesor zaczął go zwyczajnie unikać.
-Harry, mówiłam ci, ostrzegałam cię, że to zły pomysł…
– Dzięki, Hermiono, właśnie tego potrzebowałem.
-Harry, mówiłam ci, ostrzegałam cię, że to zły pomysł…
– Dzięki, Hermiono, właśnie tego potrzebowałem.
Nie
miałam tego dnia wieczoru na jakąkolwiek rozmowę z kimkolwiek. Nie rozmawiałam
z Malfoyem od paru długich tygodni. Czułam się oszukana i wykorzystana. Od
naszej ostatnie rozmowy w opuszczonej Sali, Draco ani razu nie pojawił się w
Pokoju Życzeń. Zniknął również kociołek z przygotowanym eliksirem wielosokowym.
Malfoy nie pojawiał się także na posiłkach, a na lekcjach sporadycznie.
Zastanawiałam się, czemu nauczyciele nic z tym nie robią, jednak odnosiłam
wrażenie, że nie wiem o jeszcze wielu sprawach, jakie działy się w Hogwarcie.
Weźmy przykładowo pod lupę tajemnicze zniknięcie Samanthy. Uczniowie często o
tym rozmawiali i każdy wiedział, że miało to związek z otruciem Katie. Na
korytarzach dało się słyszeć różnego rodzaju hipotezy dotyczące tej podejrzanej
sprawy. Jedna Puchonka z czwartego roku wpadła
nawet na pomysł, że Samantha musi być zaginioną córką Lupina i że zamieszkała w
Zakazanym Lesie jako wilkołak. W głowie mi się nie mieściło, czego to ludzie
nie wymyślą, by zwrócić na siebie uwagę.
Położyłam
się tej nocy wcześniej, jak zwykle wpatrując się pod kołdrą w Mapę Huncwotów.
Wyjątkowo długo nie mogłam odnaleźć tej tajemniczej kropki. Dopiero po dobrych
dwudziestu minutach odnalazłam i aż nie mogłam złapać tchu. Draco Malfoy stał
przy bramie oddzielającą Hogwart od reszty świata wraz ze Snapem oraz… Samanthą
Raven. Wpatrywałam się zaciekle w te trzy kropki przez kilkanaście minut.
Zastanawiałam się, o co w tym wszystkim chodzi. Nawet nie zauważyłam, gdy po
mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Do uczucia wykorzystania i oszukania doszła
jeszcze przejmująca zazdrość. Jak Gryfonka mogła stać z moim Draco? Myślałam,
że w tym wszystkim jestem jedyna, że zostałam przez niego wybrana, że być może
zaczęło mu na mnie zależeć? A tym czasem byłam naiwną idiotką z odrobinę
większymi umiejętnościami magicznymi, zwykłą mugolaczką, która jest blisko
Pottera i która na skinienie palcem zdradziła wszystko, czego trzymała się
zawzięcie przez tyle lat w Hogwarcie. Jeszcze nigdy tak nienawidziłam siebie za
głupotę. Zaczęłam marzyć, że jestem w domu, z daleka od magicznego świata, z
moimi rodzicami, a moim największym problemem jest sprawdzian z tak mugolskich
przedmiotów jak angielski czy algebra… Nienawidziłam Dumbledore’a, że prosił
mnie o pomoc, o zdradzę Harry’ego. A przede wszystkim nienawidziłam Malfoya,
jeszcze bardziej niż siebie samą. Nienawidziłam go za kłamstwa, za te ironiczne
uśmiechy, szczere rozmowy, za ten pocałunek… Nie mogłam przestać płakać, a w
tym wszystkim najgorsze było to, że tylko wmawiałam sobie, że płacz jest
wywołany wyrzutami sumienia, ale w głębi duszy po prostu zdałam sobie sprawę,
że gdyby teraz przyszedł prosić o pomoc, znowu zrobiłabym wszystko, o co tylko
by mnie prosił. Tak po prostu. Ze zwykłej, niezaprzeczalnej miłości.
Gdy zauważyłam, że Samantha znika wraz ze Snapem z pola Hogwartu, a Malfoy wraca do zamku, nie zastanawiałam się. Szybko otarłam łzy, które nadał rzewnie spływały. Nie przejmowałam się niczym. Wsunęłam różdżkę do tylnej kieszeni dresowych spodni. Nie miałam już peleryny Harry’ego, ale nie musiałam się ukrywać. Byłam w końcu prefektem i mogłam pojawiać się na korytarzu, dlatego nim się obejrzałam, wychodziłam już z pokoju wspólnego. Szłam w tylko jedno miejsce i nie obchodziło mnie, czy Malfoy tam przyjdzie tego dnia, za parę miesięcy czy lat. Wiedziałam, że będę czekać w Pokoju Życzeń choćby do końca życia.
Gdy zauważyłam, że Samantha znika wraz ze Snapem z pola Hogwartu, a Malfoy wraca do zamku, nie zastanawiałam się. Szybko otarłam łzy, które nadał rzewnie spływały. Nie przejmowałam się niczym. Wsunęłam różdżkę do tylnej kieszeni dresowych spodni. Nie miałam już peleryny Harry’ego, ale nie musiałam się ukrywać. Byłam w końcu prefektem i mogłam pojawiać się na korytarzu, dlatego nim się obejrzałam, wychodziłam już z pokoju wspólnego. Szłam w tylko jedno miejsce i nie obchodziło mnie, czy Malfoy tam przyjdzie tego dnia, za parę miesięcy czy lat. Wiedziałam, że będę czekać w Pokoju Życzeń choćby do końca życia.
Przekroczyłam
próg ogromnych drzwi i znowu ujrzałam to samo pomieszczenie, w którym tyle
tygodni przesiedziałam wraz z Mafoyem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że
właśnie to pojawiło się w mojej głowie, chyba działało to już intuicyjnie.
Przysiadłam
na jednym z krzeseł, podciągając kolana pod brodę i czując kolejne łzy w
oczach. Nawet nie spodziewałam się Malfoya tej nocy, lecz oczywiście takie
sprawy zawsze lubią płatać figle i zjawiać się niespodziewanie. Usłyszałam
otwierające się drzwi, dlatego niemal od razu wyprostowałam się na krześle, a w
moich dłoniach znalazła się nagle różdżka. Nie pamiętałam, kiedy ją wyjęłam,
ale wiedziałam, co robić. Powoli wstałam i celując różdżką w Malfoya, stanęłam
naprzeciwko niego.
– Ej,
spokojnie, Granger, to tylko ja – powiedział z tym swoim ironicznym uśmiechem.
Wcale nie wydawał się zaskoczony moją obecnością, co tylko zwiększyło mój
gniew. Musiał domyślać się, że często tu siedzę samotnie, żyjąc powoli
wspomnieniami, a on najwyraźniej czerpał z tego satysfakcję.
– Wiem o tym, Malfoy.
Dopiero
po usłyszeniu mojego głosu, Malfoy przestał się uśmiechać i spojrzał z
niepokojem nie na różdżkę, lecz na moją twarz. Niemal uwierzyłam w to zmartwienie
wypisane na jego twarzy, w ten niepokój i smutek w oczach.
– Co
się stało, Hermiono? Dlaczego płakałaś? – poczułam, jak coś przewraca się w
moim żołądku na dźwięk mojego imienia wychodzącego z jego ust. Z jego miękkich
ust, których nadal pamiętałam smak. Moje imię tak pięknie brzmiało w intonacji
jego głosu, że aż przeszedł mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Draco zrobił kilka
niepewnych kroków w moją stronę. Moja różdżka prawie dotknęła jego klatki
piersiowej i mogłabym przysiąc, że słyszę bicie jego serca. A może to było moje
serce?
– Jesteś
podłym kłamcą. Nienawidzę cię każdą częścią swojego ciała, Malfoy.
Wykorzystałeś mnie do swoich podłych knowań. Myślałam, że jesteś inny, a
tymczasem jesteś złym człowiekiem, zwykłym tchórzem i zdrajcą ludzkości. – Z moich
ust wychodziły słowa z szybkością karabinu. Byłam wściekła na niego i na
siebie, że z moich ust wychodziło łkanie, a na twarzy pojawiały się coraz to
świeższe łzy. Miałam ochotę go zabić, a różdżka w mojej dłoni zaczęła
niepokojąco się trząść. Spojrzałam w oczy Malfoya i dopiero wtedy ujrzałam coś,
czego nie spodziewałam się dostrzec – łzy. Doprowadziłam do łez bezdusznego
Draco Malfoya. Nie spływały mu one po policzkach, błąkały się gdzieś w oczach,
jednak chłopak nie pozwolił, by wydostały się. Musiał czuć się wystarczająco
poniżony. Nim się spostrzegłam, moja dłoń wystrzeliła i spoliczkowałam Malfoya.
Ślizgon odwrócił twarz, a ja dostrzegłam na jego policzku czerwony ślad po
uderzeniu.
Jeśli
sądziłam, że już bardziej nie będę w stanie płakać, to się myliłam. Zaczęłam
osuwać się powoli na podłogę, czując się okropnie ze swoimi kłamstwami w
stosunku do przyjaciół. Czy byłam lepsza od Malfoya? Ani trochę.
Myślałam,
że poczuję za chwilę podłogę pod kolanami, lecz chłopak złapał mnie za ramiona
i przyciągnął do siebie. Próbowałam się początkowo wyrwać, jednak nie pozwolił
mi na to. Jedną dłonią mocno mnie obejmował, chowając mi twarz w zagłębieniu
swojej szyi, a drugą wysunął różdżkę z mojej dłoni, odrzucając ją na pobliski
stolik. Objęłam go prędko w pasie, a Malfoy pozwolił mi płakać, płakać i płakać…
Nie wiem, ile czasu mi to zajęło. Chyba całą wieczność, a on cały czas mnie
obejmował, głaskał po włosach i uspokajał. Przez ten cały czas czułam tylko
dzielące nas różnice. Różne domy, różne charaktery, różne przekonania, różne
rodziny i domu, różne wychowanie. Przez te parę miesięcy, podczas których
kilkakrotnie zaglądałam do jego głowy czy warzyłam dla niego eliksir wielosokowy,
nigdy nie czułam tego, z czego zdałam sobie sprawę, gdy płakałam w jego koszulę
– że jesteśmy jednością. Połączyły nas tajemnice, knowania, nocne spotkania i
wbrew pozorom – ufaliśmy sobie. Zbyt dużo dzieliliśmy, by stracić do siebie to
zaufanie. I owszem, nienawidziłam go z całego serca. Ale kochałam. Kochałam z całego
serca.
Po
chwili przestałam się trząść, a Malfoy odsunął mnie na wyciągnięcie swoich
ramion. Chyba pierwszy raz uśmiechał się do mnie zwyczajnie, odrobinę ze
smutkiem, a nie ironicznie i z wyższością.
– Przepraszam,
że uderzyłam cię w twarz.
– Nie
pierwszy i nie ostatni raz – powiedział, po czym cicho parsknął śmiechem. Tak,
znowu wracał ironiczny Malfoy. Jednak bardzo szybko spoważniał. – Dlaczego nazwałaś
mnie, czekaj… Podłym kłamcą? – zapytał, unosząc jedną brew, a ja poczułam, że
się rumienię. Nie mogłam mu nic powiedzieć o zazdrości. Niczego sobie nie obiecywaliśmy.
Wiedziałam, że zachowałam się głupio. Ale niemniej jednak mogłam zadać zupełnie
inne pytanie:
– A
dlaczego ty spotykasz się potajemnie z dziewczyną, która jest nazywana
zaginioną? – Po wyrazie jego twarzy widziałam, że nie powinnam tego widzieć.
– Hermiono,
nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam.
Widziałam
w jego twarzy coś, co podpowiadało mi, że naprawdę nie może. Nie wiedziałam
dlaczego, ale musiało tak być.
-Czy
to ty skrzywdziłeś Katie Bell? – zapytałam, bojąc się odpowiedzi. Czułam, że
Harry może mieć rację, że Malfoy może mieć naprawdę wypalony znak pod rękawem
koszuli, na co spojrzałam intuicyjnie. Malfoy jak oparzony odsunął ręce ode
mnie, a sam się odrobinę wycofał. Czasem był jak wystraszony ptak, który po
prostu wypadł z gniazda i który potrzebuje małej pomocy, by móc znowu być
wolnym; że naprawdę potrzebuje tylko małego popchnięcia, by nauczyć się latać.
– Myślę,
że znasz odpowiedź na to pytanie.
Wzięłam
głęboki wdech, zamykając oczy. Nie, to nie może być prawda… Miałam wrażenie, że
coś przebiło moje serce; że jakiś nóż przeszedł przez sam środek mojej duszy,
rozcinając ją na małe kawałki. Wiedziałam, że nawet jeśli Malfoy nie ma
wypalonego Mrocznego Znaku, to ma związek z Voldemortem.
– Czy
zamierzałeś skrzywdzić także mnie?
Zanim
usłyszałam tę jedną kluczową odpowiedź, miałam wrażenie, że zatrzymał się czas.
Czy naprawdę za ścianami tego pomieszczenia mogło teraz rozgrywać się normalne
życie?
– Tak,
Hermiono – wyszeptał Malfoy, a mi zwyczajnie zakręciło się w głowie. Nim się
obejrzałam, za mną pojawił się fotel, więc opadłam na niego. Nie wiem, czy to
ja o nim pomyślałam, czy Malfoy, nie myślałam wtedy o takich małostkowych
sprawach. Draco przykucnął przy moich kolanach, patrząc na mnie z dołu.
– Tak,
Hermiono – powtórzył. – Miałaś być jedną z ofiar. Zaraz na początku roku. To
tobie chciałem dać naszyjnik Katie Bell. Pragnąłem tego z całego serca. Nie
liczyłem się z tym, czy naszyjnik dotrze do Dumbledore’a, czy zabije tylko ciebie.
Nienawidziłem cię. Każda cząstka mnie nienawidziła ciebie i nie było to żadną
tajemnicą. Byłem złym człowiekiem. Ale nie potrafiłem tego zrobić. Patrzyłem jak
się śmiejesz z tym przygłupem Weasleyem
i Potterem i zwyczajnie nie potrafiłem. Przecież to byłoby takie proste,
prawda? Patrzeć jak umierasz. Ale musisz mi zaufać, że tamtego Malfoya już nie
ma, Hermiono, przysięgam ci… – Słuchałam tego z niedowierzaniem. Spuściłam
tylko głowę i pozwalałam, by te słowa wpadały do moich uszu, raniąc moją duszę
i serce. Łzy powoli skapywały na moje dłonie, a sama nie miałam odwagi spojrzeć
na chłopaka. Ale pomimo tego, że wiedziałam, że Malfoy pragnął mojej śmierci,
to czułam, że się zmienił. Coś mi podpowiadało, że musiało tak być. Zbyt wiele
okazji miał, by mnie skrzywdzić. Nie mógł kłamać. Dlatego przytaknęłam głową, a
Malfoy zwyczajnie odetchnął z ulgą.
Podniosłam
wzrok i spotkałam się nim z błękitnymi oczami chłopaka. Jego twarz powoli
zbliżała się do mojej, a usta delikatnie musnęły moje. Poczułam jego dłonie na
swoich i chwilę później stałam już w ramionach Malfoya. Całował mnie z pasją.
Ten pocałunek był przepełniony rozpaczą, tajemnicą, tęsknotą, a w mojej głowie
świtała myśl, czy w tym pocałunku nie ma również pożegnania.
– Muszę
zadać ci pytanie, Granger – wyszeptał w moje usta Malfoy, a ja tylko wymruczałam
coś niezrozumiałego.
– Czy
jeśli poproszę cię, byś uciekła ze mną wiosną, zrobisz to? – Odsunęłam się
powoli i spojrzałam pytająco na chłopaka.
– Czemu
miałabym to robić, Draco?
Chłopak
nieznacznie uśmiechnął się na dźwięk swojego imienia, jednak po chwili jego
twarz ponownie przybrała poważnego wyrazu.
– Po
prostu mi odpowiedz.
– Tak,
myślę, że tak.
***
Wracałam
niespieszno do dormitorium. Była już chyba piąta rano, a ja nawet przez chwilę
nie spałam. Niemal całą noc leżałam z Draco na niewielkiej pryczy i patrzyliśmy
na zaczarowane niebo w Pokoju Życzeń, rozmawiając. Tak zwyczajnie. Malfoy
opowiedział mi o swoich marzeniach, o dzieciństwie, o swoim psie z dzieciństwa,
a nawet opowiadał mi jak bardzo się cieszył z pierwszego dnia w Hogwarcie. On
również dużo słuchał. Nawet zainteresował się pracą dentysty, którą wykonywali
moi rodzice, lecz w rezultacie uznał, że to obrzydliwe i zmienił temat.
Z
rozmarzoną i zamyśloną miną weszłam do pokoju wspólnego, gdzie wpadłam na
Ginny. Uśmiechnęłam się w jej stronę przyjaźnie, jednak po wyrazie jej twarzy
poczułam jak coś przewraca mi się w żołądku. Twarz Ginny była cała
zaczerwieniona i w łzach. Patrzyła także na mnie z wściekłością; wyglądało na
to, że mnie szukała.
– Co
się stało…? – zadałam pytanie z przerażeniem w głosie.
– To
Ron. Jest w skrzydle szpitalnym. Został otruty.
Tak, po roku wracam do Dramione. Potrzebowałam chyba pewnego rodzaju przerwy. Był długi moment, gdy nie mogłam patrzeć na tę historię. Czułam, że to pomyłka, a mój sposób pisania jest karygodny. Jednak dzisiaj nagle poczułam chęć dokończenia tej historii, a przeczytanie komentarzy od Was podziałało na mnie mega motywująco. Mam nadzieję, że jeszcze są osoby, które tutaj zaglądają, bo to właśnie rozdział z dedykacją dla Was, moi drodzy czytelnicy. Przepraszam Was ogromnie za taką przerwę. Obiecuję, że teraz rozdziały zaczną pojawiać się systematycznie, co najmniej jeden w miesiącu. Dokończę tę historię, daję Wam moje słowo.
Btw. Powoli zbliżamy się do końca pierwszej części, wohoo! Myślę, że rozłożę ją na piętnaście rozdziałów. Chyba domyślacie się, który moment zakończy tę część? ;-> Dajcie znać, jakie macie podejrzenia i liczę na jakieś komentarze!
Całuję,
Cave Inimicum
Jestem przeszczęśliwa! Skomentuję jak tylko znajdę chwilę, obiecuję <3
OdpowiedzUsuńTo jest to, na co czekałam, od czasu do czasu wchodząc na tego bloga. Nowy, świetny rozdział. Jak ja uwielbiam Twój styl pisania. Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej niż za rok :D
OdpowiedzUsuńNowy rozdział! :D
OdpowiedzUsuńSkomentuje dłużej przy wolnej chwili.
Ściskam mocno,
HH
Witam :) ciekawy rozdział i straszne zakończenie - czemu tak?? ;(
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Hermiona jest głupia - zamiast powiedzieć do Draco: albo Samantha, albo ja - to ta debilka udaje, że w ogóle nie ma tematu! I jeszcze wierzy w jakies debilne tajemnice i konieczność potajemnych spotkań z inną dziewczyną faceta, w którym jest zakochana! Głupia sroka. Od razu powinna powiedzieć gościowi: spadaj, Draco, nie chcę Cię widzieć NIGDY WIĘCEJ jako amanta. Jako znajomego czy sąsiada - OK, nie ma sprawy. Ale nie waż się nigdy więcej mnie całować bądź dotykać - bo od razu potraktuję Cię śmiertelnym zaklęciem. Ech, głupia, głupia... Co za idiotka z tej Hermiony, naprawdę. A draco też niezły w banerach...
OdpowiedzUsuńLIST HERMIONY DO DRACO
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kochany
Za ten ocet na moje rany
Za te pocałunki twoje fałszywe
I twe życie bardzo niegodziwe
Dziekuje ci, zdrajco sumienia
Że życie me w piekło się zmienia
Że dzięki tobie wiszę na szubienicy
Na życia granicy
Czy za to mam cię kochać?
Że dzieki tobie mogę szlochać?
Że dzięki tobie przez lata płakałam
Gdy szczęście swe kawałek po kawałku grzebałam?
Idź precz, kutasie!
Na swoje ogniste Basie
I te inne zakłamane dziewczyny
Którym wlewasz za kasę swoje płyny
Jesteś podły niemiłosiernie
Gdy zachowujesz się niewierne
Gdy miłość wmawiasz kłamliwie
Udając aniołka płaczliwie
Hej! Dokończysz w końcu tę historię? Bardzo proszę ��
OdpowiedzUsuń