poniedziałek, 18 sierpnia 2014

8. credo


                  -Dzięki - mruknął chłopak, biorąc ode mnie szklankę wypełnioną jego ulubionym trunkiem. Siedział na krześle przy stole naprzeciwko mnie. Zajęłam się eliksirem, aby dodać przygotowaną skórkę boomslanga do niego. W rzeczywistości chciałam po prostu unikać  wzroku Ślizgona, gdyż nie byłam pewna, jak zareaguje, gdy się już uspokoi. W końcu byłam świadkiem jego chwili słabości. Nie wiem, czy ja sama chciałabym, by ktoś widział mnie w takim staniem, a co dopiero przedstawiciel drugiej płci. Przymknęłam oczy, wypuszczając powoli powietrze z płuc. Musiałam się uspokoić.
W końcu Draco siedział dość blisko, wpatrując się tępo w ścianę i co jakiś czas jedynie unosząc szklankę do ust, aby upić z niej kilka łyków alkoholu.
                  Gdy opanowałam drżenie dłoni, by były choć trochę zdolne do używalności, i zaczęłam ścierać skórkę boomslanga nad kociołkiem. Pod wpływem dodania tego składnika, eliksir niebezpiecznie zabulgotał i zaczął przybierać barwę zgniłej zieleni. Świetnie, pomyślałam, został już tylko jeden składnik do dodania. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam układać wszystko na stole, żeby nie zostawić po sobie bałaganu. Nienawidzę, gdy mam coś do zrobienia i zamiast brać się od razu do roboty, muszę sprzątać, dlatego wolałam zrobić to przed wyjściem z Pokoju Życzeń.
                   -Zastanawiałaś się kiedyś, co by było, gdybyś wybrała złą stronę? - zapytał cicho Malfoy, a ja podskoczyłam ze strachu. Nie sądziłam, że w ogóle się do mnie odezwie.
                   -Co masz na myśli? - szepnęłam, czując jak spinają się wszystkie moje mięśnie.
                   -Złą stronę, Granger, złych ludzi.
                   -Świat wcale nie dzieli się na dobrych ludzi i śmierciożerców, bo wszyscy mamy w sobie tyle samo dobra co zła. Tylko od nas zależy, jaką drogą pójdziemy. Taka jest nasza natura.
                   -Czyje to słowa? - spytał chłopak, a ja wyczułam w jego głosie pogardę.
                   -Syriusza.
                   -Syriusza Blacka? - Uniósł wysoko brwi i pierwszy raz tego wieczoru spojrzał wprost na mnie. - Tego Syriusza Blacka? Proszę, proszę, cytujesz morderców?
                   -Syriusz był niewinny, udowodniliśmy to w zeszłym roku po jego śmierci - warknęłam.
                   -Możliwe, jednak nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
                   -Nigdy nie wybrałabym złej strony. Wolałabym umrzeć, niż przyłączyć się do Ciemnych Mocy. Sądzę, że ty też.
                   -Skąd ta pewność? - zadał mi pytanie tak cicho, że ledwie je usłyszałam.
                   -Wątpię byś był zły, Malfoy. Wydajesz się być dobrym człowiekiem, mimo tych lat wyraźnej niechęci.
                   Patrzyłam przez chwilę w oczy chłopaka i po kilku sekundach, które trwały jak wieczność, odwrócił swój wzrok z powrotem, wbijając go w pustą już szklankę.
                   -Jak twoja Szafka Zniknięć? - zapytałam, gdy cisza zaczęła mi już ciążyć.
                   -Lepiej, jednak nadal coś jest nie tak - mruknął, a ja wpadłam na pewien pomysł.
                   -Skoro teraz już o niej wiem, to może byś mi ją pokazał?
                   -Może - odpowiedział lakonicznie, a ja pomyślałam, że gdyby nie jego humor, to pewnie uśmiechnąłby się z ironią.
                   -Rozmawiałam dzisiaj z Nottem - oznajmiłam, uważnie wpatrując się w twarz swojego rozmówcy, lecz ten sprawiał wrażenie niezainteresowanego tą nowiną.
                   -Czyżby?
                   Wzięłam kilka głębszych wdechów, by opanować zdenerwowanie. Chciałam właśnie powiedzieć mu coś ważnego, a on zachowywał się jak rozkapryszona nastolatka.
                   -Owszem, prosił mnie, bym kontynuowała z tobą naukę oklumencji i byłam nawet gotowa przystać na tę prośbę, ale widzę, że nic tu po mnie - warknęłam, wstając od stołu i ruszając w stronę wyjścia. Gdy usłyszałam upadające krzesło za swoimi plecami, nie zwróciłam na to uwagi, dlatego byłam zdziwiona, kiedy przede mną wyrósł Malfoy.
                   -Poważnie? - zapytał z niedowierzaniem, a ja zmarszczyłam brwi i przytaknęłam głową. Chłopak wyglądał na wyraźnie podnieconego i znacznie bardzie odprężonego niż przed kilkoma minutami. - Przenajświętszy Salazarze, jesteś wspaniała, Granger - powiedział cicho i przyłożył zewnętrzną stronę swej dłoni do mego policzka, delikatnie go gładząc. Po chwili odsunął ją, a ja nadal czułam ją na mojej skórze.
                   -Ja... To znaczy... Dziękuję - wyjąkałam i odchrząknęłam, bo nagle coś zaczęło mi przeszkadzać w gardle. To wszystko stawało się coraz trudniejsze.
                   -To co, zaczynamy? - zaproponował i jakby nigdy nic odszedł na drugi koniec sali, wyciągając po drodze różdżkę z kieszeni swych eleganckich czarnych spodni. Gdy odwrócił się w moją stronę, spostrzegłam, że znowu przybrał na twarz swą maskę obojętności.
                   -Ale jak to? Teraz? - zapytałam, a z moich ust wydobył się... śmiech. Pierwszy raz rozluźniłam się w jego obecności, tak po prostu czułam się swobodnie. Jakbyśmy codziennie widzieli siebie w chwilach słabości i zaglądali sobie w umysły.
                   -Czemu nie? Muszę korzystać, nim znowu mi uciekniesz - odpowiedział, a ja się zaczerwieniłam. Draco myślał, że go unikam, podczas gdy ja myślałam zupełnie na odwrót. No tak, przecież jak tylko weszłam do pokoju, od razu zapytał, czy jestem. Najwyraźniej się mijaliśmy.
                   -Mogłabym powiedzieć ci to samo - mruknęłam pod nosem tak, by tego nie usłyszał. Wyjęłam różdżkę i starałam się oczyścić umysł na wypadek, gdyby Malfoyowi udało się odeprzeć zaklęcie. Przecież nie mogłam pozwolić, aby dowiedział się o lekcjach Harry'ego z Dumbledorem lub... tego, co zaczynałam czuć.
                   -Legilimens - powiedziałam, a moja różdżka gwałtownie zadygotała. Nie pojawił się żaden strumień światła, ponieważ tak miało być. W końcu zaklęcie działało na umysł, a na ciało.
                   I znowu w mojej głowie pojawiły się wspomnienia Draco, tym razem trochę bledsze, jakbym patrzyła przez mgłę. Zobaczyłam znowu butelkę miodu pitnego, który bez przerwy się przewijał przez jego myśli, twarz Snape'a wykrzywiona w złości na chłopaka, Bellatriks Lestrange, przez którą przebiegł mi po plecach dreszcz, a na samym końcu ujrzałam Katie Bell, która wychodziła z Trzech Mioteł z paczką w dłoniach.
                   Nagle, zupełnie niespodziewanie coś, a raczej ktoś, wyrzucił mnie z myśli chłopaka, a ja zachwiałam się i upadłam na ziemię. Na szczęście w ostatniej chwili pode mną znalazła się miękka poduszka, więc oszczędziła mi niepotrzebnego bólu wywołanego upadkiem.
                   -Nie ma za co - powiedział rozbawiony Malfoy, choć dostrzegłam, że jest czymś zdenerwowany. Czasem łatwo można było czytać z jego twarzy, oczywiście tylko, gdy się zapominał, co zdarzało się rzadko.
                   -Dzięki - mruknęłam z niezadowoleniem na twarzy, domyślając się, że to on pomyślał o poduszce, a Pokój Życzeń od razu spełnił jego myśli. - Malfoy?
                   -Mmm?  - Podniosłam wzrok i zauważyłam, że chłopak podszedł do ogromnej półki z książkami, które nagle niesamowicie go zainteresowały.
                   -Czy to była Katie? Katie Bell?
                   -Możliwe, wielu jest uczniów w Hogwarcie.
                   -Ale ona trzymała paczkę, w której był ten naszyjnik! - zawołałam i z ekscytacją złapałam za bark Dracona, odwracając go w swoją stronę. - No myśl, Malfoy! Na pewno widziałeś, kto za tym stoi!
                   Draco powoli skierował wzrok w moje oczy, a jego były przy tym tak zimne i obojętne, że aż mnie to zabolało, choć sama nie wiedziałam, dlaczego. Wpatrywał się we mnie kilka sekund za długo, a ja czułam, jakbym z każda chwilą malała pod wpływem jego spojrzenia.
                   -Posłuchaj mnie teraz Granger, bardzo uważnie - zaczął, nie odrywając wzroku od mej twarzy.                   - Pod żadnym pozorem nie brnij w sprawę tej durnej Gryfonki, jasne?
                   -Ale... - urwałam, gdyż Malfoy przyłożył palec do moich warg.
                   -Nie ma żadnego "ale". Są to sprawy, które przekraczają poza twoją niewinną naturę, Granger, dlatego nalegam, byś dała temu spokój.
                   -Malfoy! - krzyknęłam, gdy udało mi się w końcu zabrać jego dłoń z moich ust. - Nie rozumiesz, że ona prawie zginęła?! Do jasnej cholery, przecież widzę, że coś wiesz! Musisz o tym powiedzieć dyrektorowi!
                   -Nie, Granger - warknął takim tonem, że od razu odechciało mi się z nim rozmawiać. - To musi zostać naszą małą tajemnicą, dobrze? Kiedyś wszystko ci wytłumaczę, ale teraz nie to jest najważniejsze.
                   -W porządku - powiedziałam i cofnęłam się dwa kroki, gdyż jego bliskość zaczynała mnie irytować. - Pod jednym warunkiem.
                   -Jakim?
                   -Pokażesz mi tę przeklętą szafkę.

***

                   Ciężko było mi uwierzyć, ale już kilka minut później staliśmy znowu na siódmym piętrze, ukryci pod peleryną Harry'ego. Malfoy zaczął chodzić razem ze mną z jednego końca drzwi do drugich, intensywnie myśląc nad wnętrzem pomieszczenia. Chwilę później weszliśmy do środka, a Draco zdjął z nas lśniącą pelerynę-niewidkę, oddając mi ją. Zdziwiłam się, że o nic nie pytał. W końcu peleryna była skarbem Pottera i jako jedyna w całym czarodziejskim świecie działała bez szwanku. Wszystkie inne były marnymi podróbkami zaczarowanymi przeróżnymi zaklęciami, które działały krócej niż miesiąc.
                   Pokój Życzeń w niczym nie przypominał eleganckiej sali wystrojonej w zwierciadła, dywany i meble z najdroższych materiałów. Nie było na środku dębowego stołu z ręcznie rzeźbionymi nogami, przedstawiającymi na samej górze nóg sceny średniowiecznych polowań. Tym razem byliśmy w pokoju pełnym... wszystkiego. Były tam jakieś stare książki, gryzące frisbee, połamane meble, puste klatki czy nawet... żywe chochliki. Jeden z nich podleciał do mojej głowy, łapiąc za moje włosy, ale Draco od razu zaatakował go jakimś zaklęciem, a tamten odleciał, płacząc i wygrażając nam pięścią. Dostrzegłam, że jego głowa zaczęła się dymić.
                   Malfoy minął mnie bez słowa i ruszył przed siebie, a ja podążałam jego śladem. W pewnym momencie gwałtownie się zatrzymał, a ja, zafascynowana pokojem, nie zauważyłam tego i na niego wpadłam. Ten jednak tego nie skomentował, a jedynie wyciągnął ręce i pociągnął za skraj ogromnej narzuty, która opadła z łoskotem na ziemię.
                   Naszym oczom ukazała się potężna czarna szafka pełna ozdobnych zawijasów, lśniących nawet w ciemności panującej w pokoju.
                   -Proszę bardzo, Granger. Jeśli uda ci się ją naprawić, to przyznam w końcu, że zasługujesz na miano czarownicy - mruknął, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Wyciągnęłam różdżkę i jednym machnięciem zapaliłam pochodnie, by lepiej widzieć ten mebel.
                   -Zanim zacznę, chcę wiedzieć, do czego ci ona potrzebna - oznajmiłam, a Malfoy parsknął ironicznym śmiechem, lecz jego oczy pozostawały bez wyrazu. Były wyjątkowo puste, pozbawione jakichkolwiek emocji.
                   -Zapomnij - powiedział i sięgnął po przewrócone krzesło z odłamanym oparciem. Szybko naprawił je jednym zaklęciem i usiadł na nim przodem do oparcia, opierając o nie ręce. - Czyli co? Tchórzysz?
                   -Zapomnij - powtórzyłam i zaczęłam uważnie przyglądać się szafce. Zaczęłam rzucać kilka zaklęć, które miały sprawdzić jej stan. - Matko, to wygląda, jakby jakiś wyjątkowo głupi troll górski w niej grzebał... - szepnęłam, zapominając, że ten "troll górki" siedzi niedaleko.
                   -Granger, nadal tu jestem! - warknął wściekły Malfoy, a ja uśmiechnęłam się wrednie pod nosem.
                   Nie wiem, ile trwały moje oględziny szafki, ale z każdą minutą odczuwałam coraz większą siłę pałającą od tego mebla. Nieprzypadkowo nazywali mnie najmądrzejszą czarownicą od czasu Roweny Ravenclaw. Wszystko miałam zawsze opanowane do perfekcji, więc zdziwiłam się, że naprawa idzie mi tak łatwo.
                   -Podejdź tu, Malfoy - szepnęłam, jakbym bała się przerwać ciszę i napięcie panujące w pomieszczeniu. Usłyszałam jak Draco się podnosi i chwilę później podszedł do mnie.
                   -O co chodzi?
                   -Widzisz to? - zapytałam, wskazując na małe wgniecenie w środku pomiędzy półką a ścianką szafki. - To zakłóca całą potęgę tego mebla. Ale jeżeli zrobimy tak... - Tu urwałam i stuknęłam różdżką, a naszym oczom ukazało się lazurowe światło, a po chwili odrzuciło nas kilka metrów do tyłu.
                   -Granger, do jasnej cholery, jeśli ją zniszczyłaś, to przysięgam, że tego pożałujesz! - krzyknął przerażony Malfoy, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi i od razu biegnąc w stronę szafki.
                   -Musisz tam coś włożyć, wtedy zadziała - powiedziałam słabym głosem, czując ból w głowie. No tak, uderzyłam w coś twardego i teraz nie mogłam się nawet podnieść.
                   Widziałam jak przez mgłę, że Malfoy wątpi w moje słowa. Patrzyłam jak sięga po piękne zielone jabłko i wkłada je do środka. Po zamknięciu drzwiczek wyszeptał "Harmonia nectere passus", a moich uszu dobiegł dziwny dźwięk, wydobywający się z wnętrza mebla. Po kilku sekundach ponownie usłyszałam ten sam dźwięk. Draco wyciągnął to samo jabłko i wydał z siebie okrzyk radości.
                   -Granger! Udało się! - zawołał, odwracając się w moim kierunku.
                   -Malfoy, pomóż mi... - szepnęłam, ale Draco tego nie usłyszał. Podszedł do mnie i chciał mnie chyba uściskać. Nie wiem, nigdy się nie dowiedziałam, bo Malfoy uklęknął przy mnie, odkładając zielone jabłko obok nas i kładąc delikatnie dłoń na potylicy mojej głowy. Gdy ją oderwał, dostrzegliśmy na jego bladej skórze smugę jakiegoś czerwonego płynu.
                   -Cholera, Granger, ty głupia dziewucho - warknął i złapał mnie jedną ręką pod zgięcia w kolanach, a drugą pod szyję, unosząc mnie, jakbym nic nie ważyła. Zanim zemdlałam, dostrzegłam jeszcze ślad zębów odznaczających się na wcześniej nieruszonym, świeżym jabłku.


***

                   Nie wiedziałam, ile tak leżałam, ale łóżko było tak wygodne, że nawet nie miałam ochoty otwierać oczu. Przeciągnęłam się tylko, mrucząc przy tym z przyjemności i już miałam odwrócić się na drugi bok, gdy usłyszałam:
                   -Już nie śpisz?
                   Zamarłam. Próbowałam sobie przypomnieć, co się stało. W pewnym momencie pojawiły się obrazy z poprzedniego dnia i automatycznie dotknęłam tyłu mojej głowy. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że nic tam nie ma.
                   -Co...? - zaczęłam, lecz Draco mnie uprzedził.
                   -Proste zaklęcie uleczające, nic specjalnego.
                   -Dzięki - burknęłam niezadowolona z faktu, że to właśnie on mnie uratował przed... właściwie sama nie wiem przed czym.
                   Przez chwilę panowała cisza. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i zerknęłam kątem oka na Malfoya, który siedział w bezpiecznej odległości od łóżka w fotelu, czytając książkę. A przynajmniej próbował to robić, bo od kilku sekund jego oczy wpatrywały się w jeden punkt. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byliśmy w rogu tej samej sali, w którego stała szafka. Zastanawiałam się, czy Draco zażyczył sobie to łóżko, czy może ono też było w tym pokoju. Zerknęłam w stronę ściany, przy której siedziałam. Dostrzegłam wielkie okna, za którymi rozciągał się piękny widok gór ukrytych pod śniegiem.
                   -Dlaczego odleciałam? - zapytałam, nie odrywając wzroku od  pejzażu, który wprawiał mnie w melancholię.
                   -Siła zaklęcia, które rzuciłaś, tak nas odrzuciła, że się przewróciliśmy. Ja miałem szczęście i uniknąłem wszelkich wypadków - wytłumaczył, nie odrywając wzroku od księgi, którą trzymał w dłoniach. - Jednak ty, rzecz jasna, musiałaś wpaść na coś ostrego i rozcięłaś sobie głowę - dodał z ironicznym uśmiechem. Postanowiłam tego nie komentować.
                   -Co z szafką?
                   -Naprawiona.
                   Milczałam, wpatrując się w niego z uniesioną brwią i wyraźnie czegoś oczekując. W końcu nawet sam Malfoy nie mógł dłużej udawać, że aż tak wciągnęła go lektura i uniósł wzrok, patrząc na mnie ze zdenerwowaniem.
                   -Czego? - warknął, a ja przybrałam na usta najbardziej wredny uśmiech, na jaki było mnie stać.
                   -Pamiętam, co mi obiecałeś, jeśli naprawiłabym szafkę. A ją naprawiłam, sam to powiedziałeś.
                   Malfoya sparaliżowało. No tak, jak mógłby przyznać, że ja, Hermiona Granger, zasługuję na miano czarownicy? To było sprzeczne z jego dumą. Choć z drugiej strony, gdyby nie dotrzymał danego słowa, to nie zgadzałoby się z honorem, jaki posiadał chyba każdy Ślizgon. Wyraźnie widziałam, jak toczy ze sobą wewnętrzną walką pomiędzy przyznaniem się do błędu, którym kierował się od kilku lat a z jego ego.
                   -Chyba śnisz.
                   -Marny z ciebie Ślizgon, skoro nie potrafisz przyznać się do tego, co jest tak oczywiste.
                   -Oczywiste? Coś mi się zdaje, że za mocno walnęłaś się w ten napuszony łeb.
                   -Wcale nie jest napuszony! - krzyknęłam, zrywając się na równe nogi i stając nad chłopakiem. Przez chwilę patrzył na mnie z dziwnym błyskiem w oku, a po chwili sam wstał i znowu nade mną górował.
                   -W porządku, jak wolisz, może być nastroszony.
                   Moje oczy zwiększyły się do rozmiarów obiadowych talerzy i wręcz czułam błyskawice, którymi ciskałam w blondyna.
                   -Przynajmniej nie jestem tlenioną fretką - warknęłam i wiedziałam, że trafiłam w czuły punkt. Malfoy popchnął mnie na pobliską ścianę, przygwożdżając mnie do niej swoim ciałem. Złapał mnie za nadgarstki, unieruchamiając je nad moją głową.
                   -Odszczekaj to - zażądał.
                   -Zapomnij.
                   -Jeśli nie, to tego pożałujesz.
                   -Rób co chcesz - powiedziałam dobitnie, jednocześnie próbując uwolnić moje nadgarstki spod jego uścisku, wydając z siebie jęk bezsilności.
                   -Gdybym zrobił to, na co rzeczywiście mam ochotę, to na pewno byś jęczała i to nie w taki sposób - szepnął cicho, uśmiechając się złośliwie, a ja miałam wielką ochotę dać mu w twarz.
                   -Jak śmiesz?!
                   -Złość piękności szkodzi, Granger - szepnął mi do ucha, a po moich plecach przeszedł dreszcz... przyjemny dreszcz pomieszany z podnieceniem i złością. Zanim puścił moje nadgarstki, pocałował płatek mojego ucha i dodał: - Zasługujesz na miano czarownicy, jak nikt inny, Granger.
                   Nim zdążyłam się poruszyć, on już odsunął się ode mnie, ruszając w stronę wyjścia. Cała dygotałam od nadmiaru emocji. Wyciągnęłam ze złością różdżkę i krzyknęłam:
                   -Drętwota!
                   Draco ledwo uchylił się przed tym zaklęciem, jednak wystarczyło jedno jego spojrzenie, abym wiedziała, że będę tego żałować.
                   -Trzeba było użyć zaklęcia niewerbalnego - warknął i zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, on już zaczął iść z wściekłą miną w moim kierunku. Zadziałałam instynktownie i zaczęłam uciekać, zrzucając po drodze meble ze szczytów gór, jakie tworzyły śmieci w tym pokoju. Słyszałam jego kroki i nic nie mogłam już zrobić, jak kierować się do wyjścia, którego jak na złość nie mogłam znaleźć.
                   -Nie uciekniesz mi, Granger! To ja wszedłem do tego pokoju pierwszy i tylko ja mogę zdecydować, gdzie pojawią się drzwi! - krzyknął, a ja poczułam się bezsilna. Skręcałam pomiędzy stosami nieużywanych rzeczy, by zgubił mój trop, gdy nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka. Wydałam z siebie zduszony krzyk, gdyż myślałam, że to Malfoy, jednak okazało sie, iż przede mną stoi Blaise Zabini.
                   -Granger?
                   -Błagam, ratuj mnie - powiedziałam ledwo poruszając ustami, a Blaise uśmiechnął się w ślizgoński sposób.
                   -Skoro Draco pokazał ci to miejsce, to znaczy, że rzeczywiście musi ci ufać. Chodź za mną - mruknął i łapiąc mnie za łokieć, poprowadził w tylko sobie znanym kierunku.
                   -Szybciej, szybciej - szeptałam, chcąc jak najszybciej oddalić się od Dracona. Niestety, zapomniałam, że Ślizgonom pod żadnym pozorem nie wolno ufać.
                   -Cześć, Draco, znalazłem twoją zgubę - poinformował Malfoya, który stał przed nami z triumfalnym uśmiechem na ustach. Przełknęłam głośno ślinę, gdyż wiedziałam, że mam marne szanse w starciu z dwoma chłopakami.
                   -Wspaniale - powiedział Draco, podchodząc do nas powoli. Blaise mocniej zacisnął dłoń na moim łokciu, a drugą ręką uścisnął dłoń przyjacielowi.
                   -Nie sądziłem, że to aż tak daleko zaszło - mruknął Zabini, a ja dostrzegłam, że lekko skinął głową w moim kierunku.
                   -Nie miałem wyboru - warknął jego rozmówca, a jego oczy zalśniły niebezpiecznie.
                   -Ty zawsze masz wybór, Draco - oznajmił cicho ciemnoskóry Ślizgon, a ja miałam wrażenie, że tym razem nie mówi o mnie.
                   -Doskonale wiesz, że od kilku miesięcy już nie mam mieć tej przyjemności - odpowiedział Malfoy i podszedł, łapiąc mnie za drugi łokieć.
                   -Zostawcie mnie! - krzyknęłam ze złością, mając w głowie coraz to gorsze myśli.
                   -Nie ma mowy, Granger, zapamiętasz, że nie wolno rzucać zaklęciami w przeciwnika, gdy ten stoi do ciebie tyłem.
                   Blaise zagwizdał.
                   -Nieładnie. Marna z ciebie Gryfonka.
                   -A ty się nie wtrącaj, jesteś taki sam, jak on.
                   -To dla mnie komplement - odpowiedzieli równo Ślizgoni i uśmiechnęli się w ten sam wredny sposób.


~~**~~**~~**~~

Niespodzianka!
Udało mi się wcześniej skończyć! Średnio jestem zadowolona z tego rozdziału, aczkolwiek dużo w nim Dramione, a wiem, że takie lubicie najbardziej. :D
Pozdrawiam Mrs M, bo to ona mnie ciągle pospiesza, doradza i to zaszczyt być jej betą. :* 
Następny rozdział nie wiem, kiedy się pojawi, bo zbliża się ostatni tydzień wakacji i chciałabym trochę z niego skorzystać, ale postaram się napisać coś jeszcze przed rozpoczęciem roku, choć niczego nie obiecuję.

Pozdrawiam,
Cave Inimicum

PS. Rozdział niesprawdzony, bo dodaję z telefonu :)

sobota, 16 sierpnia 2014

MINIATURKA 1

(muzyka - radzę włączyć)

Blue hydrangea, cold cash, divine
Cashmere, cologne and white sunshine
  Red racing cars, sunset in vine
  The kids were young and pretty

  Mężczyzna o platynowych włosach i przemoczony do szpiku kości przez nieustający deszcz stał samotnie przed swoim domem spowity ciemnością, który niegdyś dzielił ze swoją ukochaną. Teraz po niej pozostały tylko zdjęcia i sypialnia zamknięta już na klucz. Mężczyzna liczył, że jeśli odetnie ten pokój od zewnętrznych czynników, to nic się nie zmieni.
  Szedł powoli ścieżką prowadzącą do drzwi. Wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie, które otworzyło je, a on sam na drżących nogach wszedł do środka. Rozejrzał się po przedpokoju. Wszystko było takie, jak przed czterema laty. Jej zimowe kozaki leżały przewrócone, czarny płaszczyk nadal wisiał na wieszaku, a ze zdjęć patrzyła na niego smutnymi oczami para zakochanych. Kiedyś tak szczęśliwa, teraz pozostawała smutna i niemal nieruchoma.

  Where have you been, where did you go?
  Those summer nights seem long ago
  And so is the girl you used to call
  The Queen of New York City

Zaczął wchodzić na piętro, a ze schodków wzniósł się dźwięk skrzypiącego drewna, które w obecnej chwili brzmiało niczym dźwięk startującego samolotu, a w powietrze wzbił się kurz. Gdy był już na górze, stanął przed sypialnią i wziął kilka wdechów.

But if you send for me you know I'll come
And if you call for me you know I'll run
I'll run to you, I'll run to you, I'll run, run, run
I'll come to you, I'll come to you, I'll come, come, come

  Dasz radę, Malfoy - pomyślał i wyciągnął z kieszeni malutki kluczyk, z którym nigdy się nie rozstawał. Wsunął do dziurki, która jakby czekała na to od ostatniego razu. Przekręcił go w prawo, a drzwi powoli się uchyliły, ukazując jego oczom pokój w beżowo-błękitnych barwach. Niegdyś ciepły i żywy, teraz tak nienaturalnie pusty i ciemny.

  The power of youth is on my mind
  Sunsets, small town, I'm out of time
  Will you still love me when I shine
  From words but not from beauty?

  Podszedł do łóżka i przejechał po nim długimi, smukłymi palcami. Jego skóra, dawnie śnieżnobiała, pałająca jakimś niesamowitym blaskiem, teraz szara jak zszarzała pościel. Wyczuł pod palcami kurz.
  Skierował swój wzrok na wielką szafę i zamknął oczy. Otworzył ją i zobaczył w niej przeróżne spodnie, żakiety, koszule i przeważającą ilość sukienek. Sięgnął po jedną z nich; po piękną, koronkową z odkrytymi plecami. Powoli przybliżył ją do swojej twarzy i zaciągnął się jej zapachem.
  Nadal tam była, nadal mógł wyczuć jej obecność; sukienka była przesiąknięta perfumami i drogim winem oraz... miętą. Z jego ust wydarł się szloch i poczuł, jakby spadł w nicość. Nim się spostrzegł, siedział już na ziemi, oparty głową o szafę, nie odrywając od swojej zrozpaczonej twarzy ubrania.

  The power of youth is on my mind
  Sunsets, small town, I'm out of time
  Will you still love me when I shine
  From words but not from beauty?

  Nie wiedział, ile tak siedział, pogrążony w rozpaczy i zalewający łzami ulubioną sukienkę jego niedoszłej żony. Wiedział tylko, że gdy wstał, w jego głowie pojawił się ból głowy, a mięśnie zdążyły zdrętwieć.  Skierował się w stronę łóżka i usiadł na jego skraju, po lewej stronie. Tam, gdzie zawsze spała Granger. Jego Granger. 

  My father's love was always strong
  My mother's glamor lives on and on
  Yet still inside I felt alone
  For reasons unknown to me

  Podniósł wzrok i ujrzał na nocnej szafce zniszczoną księgę zatytuowaną "Historia Hogwartu". Uśmiechnął się smutno i wziął ją do rąk.
  Nawet teraz, gdy już cię nie ma... - pomyślał i nieświadomie zaczął przekładać delikatnie zżółkłe kartki, jakby bał się, że obrócą się w pył, jeśli zbyt mocno by je złapał. W pewnym momencie, między stroną piętnastą a szesnastą stroną, znalazł kopertę zaadresowaną do niego. Nieprzypadkowo tam ją schowała. Właśnie z piętnastego na szesnastego sierpnia, dokładnie cztery lata temu, poprosił Hermionę o rękę. Za oknem ciemność przecięła błyskawica.

  But if you send for me you know I'll come
  And if you call for me you know I'll run
  I'll run to you, I'll run to you, I'll run, run, run
  I'll come to you, I'll come to you, I'll come, come, come

  Draco Malfoy sięgnął po białą jak śnieg kopertę i z ostrożnością ją rozerwał. Nie mógł jej zniszczyć; nie, jeśli kiedyś dotykała jej najwspanialsza kobieta na ziemi. Ze środka wyleciał mały łańcuszek, na którym zawieszona była fiolka z delikatnie różowym, błyszczącym pyłem. Wziął ją w dłoń, a drugą sięgnął po list.

  Drogi Draco
  Jeśli czytasz ten list, to prawdopodobnie już nie żyję. Mam tylko nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku, a Ginny z Blaisem opiekuję się Tobą tak, jak mi obiecali. Zapewne zastanawiasz się, dlaczego ukryłam przed Tobą moją chorobę. Sama często się nad tym zastanawiałam, ale gdy usłyszałam, że został mi tylko rok życia, nie mogłam się zebrać, by Ci o tym powiedzieć. Widzisz, Draco, mieliśmy tak mało czasu dla siebie. Mój ostatni rok życia był najpiękniejszym w całym moim życiu. I myślę, że Ty także to czułeś. Jak mogłabym Cię skrzywdzić i powiedzieć, że za parę miesięcy będziesz opłakiwał mnie nad moim własnym grobem? Nie mogłam Ci tego zrobić, po prostu nie mogłam. I nie żałuję tego, Draco. Żałuję tylko, że Bóg nie dał nam tyle czasu, na ile w rzeczywistości zasługiwaliśmy. Powinniśmy żyć wiecznie, obok siebie. Wiem, że Ci ciężko, ale pamiętaj, że każdego dnia po mej śmierci będę miała na Ciebie oko. Dosłownie. Bo... widzisz. Ten wisiorek to pył z rogu jednorożca startego z kosmykiem moich włosów. To bardzo stara magia, rzadko wykorzystywana ze względu, iż działa tylko, jeśli zrobi to osoba przed swoją śmiercią, a mało ludzi jest w stanie się z tym pogodzić. Noś go zawsze przy sobie, proszę. Dzięki temu zawsze będziesz czuł, że jestem przy Tobie i strzegę Cię, jak Twój własny Anioł Stróż. Wiem, że nigdy nie wierzyłeś w Boga ani w życie po śmierci, ale zrób choć raz wyjątek. 
  Mam jeszcze jedną prośbę, Kochanie. Nie załamuj się i żyj pełnią życia. Jesteś dobrym człowiekiem i wierzę, że kiedyś się jeszcze spotkamy.
  Twoja na zawsze,
  Granger

  Krople łez skapywały na list, leżący na kolanach mężczyzny, podczas gdy on zakładał na szyję wisiorek od Hermiony. Nagle poczuł w okolicach serca niesamowite ciepło, którego nie czuł od czterech lat. Spakował do swojej małej torby podróżnej sukienkę Granger, Historię Hogwartu, kopertę oraz list i wybiegł przed dom, ówcześnie go zamykając. Wiedział, gdzie musi się udać i tam się teleportował.
  Był na cmentarzu, który regularnie odwiedzał. Nagrobek Hermiony był chyba najbardziej zadbany w całym Londynie. Przed nim znajdywała się ławka, teraz mokra od deszczu, ale Draco o to nie dbał. Usiadł na niej, nawet nie odczuwając wody. Sam był przemoczony do suchej nitki.
  -Witaj, Granger - szepnął, klękając przed nagrobkiem. - Zawsze musiałaś radzić sobie sama, prawda? - zapytał w przestrzeń, a wisiorek zadygotał niebezpiecznie.

  And if you call I'll run, run, run
  If you change your mind I'll come, come, come

  Położył dłoń na płycie nagrobnej i uśmiechnął się przez łzy, które niknęły w kroplach deszczu na jego twarzy. Pierwszy raz poczuł się spokojnie i bezpiecznie, czuł, jakby znalazł się w swoim własnym azylu, Edenie czy Raju...
   -Dziękuję - szepnął, przymykając oczy.  - Dziękuję, że zostawiłaś mi ten wspaniały prezent. Dzięki tobie czuję siłę, którą dawałaś mi za życia.
  Powoli podniósł się i wyczarował różdżką bukiet ze słoneczników, które tak uwielbiała Hermiona.
-Zawsze będę cię kochał, Granger - szepnął, nim odszedł. - I też wierzę, że kiedyś się spotkamy - dodał, po czym teleportował się w tylko sobie znanym kierunku. Wiedział, że teraz wszystko zmieni się na lepsze.


Blue hydrangea, cold cash, divine
  Cashmere, cologne and hot sunshine
  Red racing cars, sunset in vine
  And we were young and pretty...


~~**~~**~~**~~

Witam serdecznie!
Udało mi się na jeden dzień wrócić do domu, ale za kilka godzin znowu wyjeżdżam i nie dałam rady dokończyć rozdziału, ale za to mam dla Was moją pierwszą miniaturkę. Nie lubię pisać smutnych rzeczy, bo potem jestem zdołowana, ale "Old money" Lany Del Rey wywołało we mnie tak melancholijny nastrój, że musiałam się jakoś "wyładować" i oto efekt. Dlatego radzę spauzować playlistę i włączyć muzykę, którą macie na samej górze w notce (kliknijcie w słowo "muzyka"). ;) 

Pozdrawiam,
Cave Inimicum

PS. Rozdział pojawi się w okolicach 18 sierpnia.

piątek, 1 sierpnia 2014

7. dubitatio

  Tej nocy praktycznie nie spałam. Zastanawiałam się, czy Malfoy zrozumie moją notatkę. W dodatku zaczęły zżerać mnie wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że postępuję źle w stosunku do Harry'ego. Wiedziałam, że te nowiny były dla niego bardzo ważne. Kiedy wróciłam do pokoju, patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, a podczas rozmowy ciężko było mi utrzymać spojrzenie prosto w jego oczy. Na szczęście udało mi się znaleźć wymówkę, że wydawało mi się, iż wiem coś więcej o tej szafce, a później szukałam nawet czegoś w bibliotece. Bo widzicie, nie wróciłam od razu do Pokoju Wspólnego. Liczyłam na to, że Ślizgon wejdzie tam przypadkiem lub celowo, ale jak zwykle się zawiodłam. Zerknęłam więc na rozpiskę i zauważyłam, iż zostało dodać tylko skórę boomslanga oraz róg dwurożca.  No i, rzecz jasna, odrobinę kogoś, w kogo ten ktoś miał się zamienić, ale tym nie zamierzałam sobie zaprzątać głowy. Tak więc został najwyżej tydzień na dokończenie eliksiru. Miałam nadzieję, że później nie będę miała już więcej do czynienia z Malfoyem. Jakże byłam naiwna.
  Dzień standardowo zaczęłam od śniadania oraz czytania podręcznika do Obrony przed Czarną Magią. Snape zapowiedział, iż po Świętach będziemy ćwiczyć zaklęcia niewerbalne i wiedziałam, że muszę być przygotowana. Dawny nauczyciel Eliksirów tylko czekał aż któremuś z Gryfonów powinie się noga.
  -Dzień dobry! - zawołała Ginny, opadając obok mnie na ławkę i nakładając sobie trzy naleśniki z serem.
-Cześć - odpowiedziałam, przełykając kęs tosta i nie odrywając wzroku od lektury. Nieopodal słyszałam mlaskanie charakterystyczne dla Rona i Lavender, ale tym razem nawet mnie to nie zabolało. Jednak nie potrafiłam powstrzymać się od rzucenia w ich stronę pogardliwego spojrzenia. Ginny najwyraźniej źle to zinterpretowała, bo powiedziała:
  -Ronowi na niej nie zależy, mówił mi, że chce z nią zerwać, tylko nie wie jak. - Słysząc tę wypowiedź zmarszczyłam brwi. Zastanawiałam się, dlaczego nie poczułam fali radości na tę informację. Przecież jeszcze niedawno płakałam na każde choćby wspomnienie jego imienia, a wtedy było mi to po prostu... obojętne.
Na całe szczęście nie musiałam odpowiadać nic, gdyż dzwon oznajmił początek lekcji. Pożegnałam się więc z Ginny i ruszyłam w stronę lochów. Pomimo zmiany stanowiska, profesor Snape nadal nauczał w tamtej części zamku. Po drodze wpadłam na Harry'ego, który najwyraźniej spóźnił się na śniadanie. Wyrwał z mojej dłoni niedokończonego tosta i sam postanowił go dojeść.
  -I jak, Harry, gotów na zaklęcia niewerbalne? - W odpowiedzi usłyszałam niezadowolony pomruk i zerknęłam rozbawiona w stronę mojego przyjaciela. Najwyraźniej tak napchał się tostem, iż nie mógł mówić. - Niech zgadnę, tak cię zafrasowała sprawa z Malfoyem, że zupełnie zapomniałeś o powtórzeniu tego tematu? - zapytałam ze złością, a widząc potwierdzenie głową, prychnęłam głośno.
-Hermiono, ja wiem, że on coś knuje, jestem pewny, że to on zaczarował naszyjnik, który spowodował, że  Katie jest w Mungu, oraz że jest Śmierciożercą! - krzyknął na jednym wydechu Harry zaraz po przełknięciu tosta, a ja rozejrzałam się niespokojnie po korytarzu, czy przypadkiem nie ma w pobliżu żadnych Ślizgonów. Zaczęliśmy schodzić do lochów i spotkanie ich tutaj było bardzo prawdopodobne. Zwłaszcza że mieliśmy Obronę przed Czarną Magią właśnie z nimi.
Nagle, ponad głowami innych uczniów, spostrzegłam jasną blond czuprynę, a moje serce gwałtownie przyspieszyło. Niestety Harry też go zauważył.
-Czy mi się wydaje, czy Malfoy pierwszy raz od dłuższego czasu pojawił się na zajęciach u Snape'a?! - syknął Harry, a ja nastąpiłam mu na stopę, gdyż właśnie odwrócili się w naszą stronę Zabini, Nott, Parkinson oraz... Malfoy. Widziałam, że Draco niespokojnie zerka w moją stronę, lecz po chwili przybrał na usta swój ironiczny uśmieszek.
  -Co jest, Potter? Gdzie zgubiłeś swojego zdrajcę krwi? Rozprzestrzenia swoje choróbska wśród innych Gryfonów? - sarknął Zabini, a Harry już sięgał po różdżkę, jednak ja przytrzymałam go za łokieć.
-Ooo, szlamcia coś dzisiaj nam ucichła. Czyżby szlam wyżarł ci język? - zapiszczała Parkinson i spojrzała zadowolona ze swojego żartu na przyjaciół, a ja ze zdziwieniem spostrzegłam, że zamiast usłyszeć śmiech grupki Ślizgonów, ujrzałam tylko zaniepokojone miny Zabiniego i Notta, którzy patrzyli teraz na Malfoya. Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że Draco coś powie Parkinson, jednak na scenie pojawił się Snape i mrużąc oczy, otworzył nam drzwi od sali. Usiadłam razem z Harrym w ostatniej ławce, ale na szczęście on tylko patrzył ze złością na Zabiniego i chyba nie zwrócił uwagi na dziwne zachowanie uczniów ze Slytherinu.
  -Dzisiaj, tak jak już zapowiedziałem przed Świętami, przećwiczymy zaklęcia niewerbalne. Zauważyłem na korytarzu, iż prawdopodobnie Gryfonom brakowało przez ten czas towarzystwa Ślizgonów... - Snape zrobił pauzę, uśmiechając się przy tym złośliwie i rozejrzał się po klasie. - więc postanowiłem, że dzisiaj rozbijemy wszystkie wasze Drużyny Marzeń. Więc... Potter i Zabini, do pierwszej ławki. - Usłyszałam, jak Harry zaklął pod nosem, jednak nie byłam w stanie go pocieszyć, ponieważ bałam się, z kim ja zostanę połączona. - Dalej... Może Weasley i Parkinson, Longbottom z Greengras, Brown z Nottem, Bulstrode z Thomasem, a Granger... - zrobił dramatyczną pauzę, a ja już wiedziałam, co usłyszę. - z panem Malfoyem, zapraszam. - Omal nie spadłam z krzesła, gdy jednak moje przypuszczenia się sprawdziły. Widziałam wściekły wzrok Harry'ego, zadowolone spojrzenie Zabiniego oraz obojętny wyraz twarzy Malfoya. Wstałam i na trzęsących się nogach ruszyłam w kierunku ławki Dracona. Moja twarz paliła niemiłosiernie i wiedziałam, że pewnie jestem czerwona jak piwonia. Nie słyszałam już przydzielania Snape'a, nie słyszałam już właściwie nic. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. W dodatku byłam wściekła, że Malfoy jak na złość użył za dużo swojej wody kolońskiej, która odurzała bardziej niż Eliksir Miłosny. Snape musiał najwyraźniej skończyć przydzielać pary według swoich chorych wymysłów, bo nagle wszystkie ławki zniknęły i stały teraz po bokach sali.
  -Dzisiaj zaczniemy od prostego zaklęcia rozbrajającego, Expelliarmus. Jak już mówiłem, przed przerwą świąteczną, zaklęcia niewerbalne to zaklęcia rzucane bez pomocy słów. Są one trudne do opanowania, a ich użycie wymaga silnej koncentracji i skupianie. - Tu przerwał na chwilę i rzucił jedno sceptyczne spojrzenie w stronę Neville'a, a później w stronę Harry'ego. - Opanowanie ich daje silną przewagę i korzyść, między innymi podczas pojedynków. Proszę się teraz ustawić w pozycji wyjściowej. Nie mam zamiaru was ustawiać prawidłowo, bo powinniście na tym etapie nauki umieć tak banalną rzecz - warknął i stanął na podeście, aby lepiej wszystkich widzieć.
  Rozejrzałam się po sali, by nie widzieć denerwującego mnie spojrzenia Malfoya. Najwyraźniej znowu świetnie się bawił, jednak ja nie zamierzałam zaczynać z nim rozmowy.
  -Dzięki, Granger - powiedział, a ja podskoczyłam, słysząc jego cichy szept. Przymknęłam oczy, policzyłam do trzech i dopiero teraz byłam gotowa spojrzeć w jego oczy, unosząc przy tym wysoko brodę.
  -Za co niby?
-Za notatkę, Granger, za notatkę - mruknął, po czym wyjął powoli różdżkę, aby nie wzbudzać podejrzeń naszą rozmową. Zrobiłam to samo i odeszliśmy od siebie kilka kroków, podnosząc różdżki. W sali było cicho, czasem słyszałam tylko jakieś przekleństwa, gdy przykładowo różdżka Neville'a wystrzeliła i prawie dziabnęła Greengras w oko.
  Uśmiechnęłam się złośliwie pod nosem i postarałam skupić całą swoją uwagę na Zaklęciu Rozbrajającym. Chciałam być lepsza od Malfoya, nie mogłam pozwolić, by to on pierwszy zwyciężył. Dłoń trzęsła mi się przy tym jak osika, prawdopodobnie od nadmiaru emocji, które kumulowały się we mnie od kilkunastu minut. Lub nawet dni, patrząc na to z perspektywy czasu. Jak dotąd przebywałam z Malfoyem w miarę pokojowych stosunkach wyłącznie w Pokoju Życzeń. Wtedy było inaczej, musieliśmy choć trochę udawać. A przynajmniej ja, bo wtedy jeszcze nie wiedziałam, która z masek Malfoya była nawet odrobinę zbliżona do jego prawdziwego oblicza.
Nie czekając na reakcję chłopaka, od razu rzuciłam zaklęcie rozbrajające i z dumą zauważyłam, iż udało mi się to jako jedynej. Malfoy najwyraźniej spodziewał się, że dokładnie wszystko przećwiczyłam, ponieważ rzucił zaklęcie obronne. Rzecz jasna, niewerbalnie. Musiałam przybrać na twarz naprawdę zaskoczoną minę, gdyż Draco roześmiał się ironicznie, jednak cały czas miał przygotowaną różdżkę w pogotowiu. Wściekła i czerwona po cebulki włosów, zaczęłam rzucać jedno zaklęcie po drugim, a Malfoy cały czas je odpierał prostymi tarczami, które wyczarowywał bez najmniejszego problemów. W końcu skupiłam całą swoją uwagę na chęci rozbrojenia Ślizgona i rzuciłam naprawdę potężne zaklęcie, które po raz kolejny odbiło się od Malfoya i tym razem moja różdżka wyślizgnęła mi się w dłoń i wylądowała u stóp Dracona. Podniósł ją i zaczął obracać ją w rękach, jakby była jego własnością.
  -Wspaniale, panie Malfoy, dziesięć punktów dla Slytherinu - oznajmnił szczęśliwy Snape, a mi opadła szczęka ze zdumienia. Zadaniem było rzucić zaklęcie Expelliarmus, a nie odeprzeć je i zabrać mi różdżkę! Miałam już zaprotestować, gdy nagle usłyszałam głos Harry'ego:
  -Drętwota! - krzyknął, lecz Zabini odbił je zaklęciem.
  -Expulso! - odkrzyknął jego przeciwnik, ale na szczęście Harry'emu udało się schylić w ostatniej chwili i kilka słoików rozbiło się pod wpływem czaru tuż nad jego głową.
Zerknęłam z niepokojem na Snape'a, który w końcu postanowił interweniować, jednak omal sam nie oberwał zaklęciem. Przeniosłam wzrok na Malfoya, który bez słowa odrzucił mi różdżkę i ruszył odciągnąć Zabiniego. Ja sama postanowiłam pomóc Harry'emu, ponieważ jego wspaniały przyjaciel, Ron, tylko przyglądał się całemu zdarzeniu z przerażoną miną. Zresztą tak jak cała klasa.
  -Potter, Zabini! - krzyknął Snape przez zaciśnięte zęby, a ja w tym samym momencie złapałam mojego przyjaciela za łokieć i opuściłam jego różdżkę. Z przerażeniem zauważyłam, że Malfoy nie dość, że nie zrobił tego samego z różdżką Blaise'a, to w dodatku sam celował różdżką w Harry'ego. Dopiero gdy Snape stanął pomiędzy nimi, prawie zielony na twarzy ze złości, opuścili różdżki.
  -Oboje macie szlaban, macie zostać po lekcji! A wy na co czekacie?! - warknął profesor, patrząc po całej klasie z wściekłością. - Wynocha, już dawno był dzwonek!
  Położyłam mojego przyjacielowi dłoń na ramieniu i ówcześnie idąc po swoją torbę, wyszłam z sali. Poczekałam aż wszyscy się rozejdą i stanęłam pod drzwiami, czekając na Harry'ego. Zauważyłam, że Malfoy również czekał.
-Dlaczego nie opuściłeś różdżki? - syknęłam w jego stronę, a Malfoy ze znużeniem uniósł brwi ku górze.
  -Potter sam się prosi o porządny  urok, więc ciesz się, że się powstrzymałem - warknął, nachylając się w moją stronę ze złością, jakby ledwo się powstrzymywał, aby i mnie nie potraktować jakimś paskudnym zaklęciem.
  -Kim ty tak naprawdę jesteś, Malfoy? - szepnęłam i kręcąc z niedowierzania głową, ruszyłam w Wielkiej Sali, zostawiając chłopaka ze zdziwioną miną na korytarzu. Dopiero kilka kroków dalej usłyszałam, że ktoś za mną idzie.
  -Granger, zaczekaj! - Spojrzałam przed siebie. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że to Nott właśnie szedł ku mnie z przeciwnej strony.
  -O co chodzi? - zapytałam z przekąsem, nawet nie siląc się na uprzejmość.
  -Czy to prawda, że nie uczysz już Malfoya oklumencji? - zapytał, a ja omal nie upadłam na ziemię. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo w tej szkole.
  -S-Skąd o tym wiesz? - szepnęłam i z rozejrzałam się wokoło, czy przypadkiem nikt tego nie usłyszał. Nott machnął ręką, jakby uznał, że to nieistotny szczegół i kontynuował:
  -Granger, nie możesz przerwać tych lekcji, rozumiesz? Nie obchodzi mnie, kto je przerwał. Jeżeli to Malfoy, to musisz go do tego namówić, od tego naprawdę wiele zależy. Przypuszczam, że nawet sam Draco nie wie, ile w przyszłości może mu to pomóc.
  -Ale... Ale o co wam wszystkim chodzi? - spytałam drżącym głosem, lecz Nott tylko pokręcił głową i odszedł szybko w stronę, z której przyszedł.  Z nadmiaru wszystkich zdarzeń tamtejszego dnia poczułam przeszywający ból głowy. Miałam niesamowity mętlik. Zamiast zbliżać się do końca problemów, zbierało się ich coraz więcej. Najpierw Dumbledore, który wymagał ode mnie cudów i że będę pomagać jednemu z największych dupków na świecie, później sam obiekt rozmowy - Malfoy - który zechciał, żebym uczyła go oklumencji i pomogła naprawić szafkę, o której sam nie miał pojęcia i dopiero informacje Harry'ego zdołały mu w tym pomóc. Jednocześnie mieszał mi w głowie swoim dziwnym zachowaniem. Z jednej strony sprawiał wrażenie, jakby chciał mnie pocałować, a chwilę po tym znikał na kilka dni, a kiedy w końcu się zjawiał, to celował różdżką w mojego przyjaciela i to w dodatku, gdy stałam tuż obok niego. No i jeszcze ta prośba Notta i Samantha, która zniknęła na całe Święta! Miałam już tylko ochotę zniknąć i zaszyć się w jakimś odległym miejscu.
  Wchodziłam już po schodach, by nareszcie opuścić lochy, w których tamtego dnia tyle się wydarzyło, gdy nagle usłyszałam głos Harry'ego:
  -Hermiono, poczekaj! - zawołał, a ja zrobiłam to, o co prosił, przystając w połowie drogi na górę. - Dlaczego na mnie nie poczekałaś? - zapytał zmartwiony, a ja w jego oczach dostrzegłam ogromną troskę. Po raz kolejny zaczęły zżerać mnie wyrzuty sumienia. Najwyraźniej Harry zauważył moje zaszklone oczy, ponieważ zapytał:
  -Wszystko w porządku?
  W odpowiedzi jedynie pokiwałam głową i wzięłam kilka głębszych wdechów. I wiecie... Byłam o krok od wyznania mu prawdy. Wszystko przepadło, gdy spojrzałam ponad jego ramieniem i ujrzałam u stóp schodów Malfoya, wpatrującego się we mnie z przenikliwością. Harry odwrócił się, aby ujrzeć obiekt mojego zainteresowania, a wyraz jego twarzy od razu się zmienił.
  -Chciałbym w końcu, żeby powinęła mu się noga - mruknął z nienawiścią i ruszył w górę, a ja podążałam za nim, starając się nie odwracać. Kiedy jednak to zrobiłam, Malfoya już tam nie było.
Byliśmy już nieopodal Wielkiej Sali, idąc obok siebie w milczeniu i pogrążeni we własnych myślach. Harry zapewne próbował wpaść na pomysł, jak przyłapać Malfoya na gorącym uczynku. Podejrzewałam, że jeszcze tego dnia będzie chciał odzyskać Mapę Huncwotów oraz pelerynę-niewidkę, a ja znowu będę musiała uważać, żebym nie wpadła po uszy. Ja z kolei rozmyślałam nad moją rozmową z Nottem. Musiał wiedzieć coś więcej niż ja. Prawdopodobnie wiedział więcej nawet od samego Malfoya.
  -Co z twoim szlabanem? - zapytałam tak niespodziewanie, że zauważyłam, jak Harry podskoczył. Usiedliśmy właśnie przy stole Gryfonów i nakładaliśmy sobie drugie śniadanie w postaci jajecznicy na bekonie.
  -Straciłem dwadzieścia pięć punktów oraz zaraz po lekcjach muszę stawić się w sali Snape'a, aby posprzątać całe pomieszczenie - powiedział Harry z niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
  -A Zabini?
  -Zabiniemu odjął pięć punktów przy mnie, a kiedy rzekomo miał mu zadać szlaban, kazał mi wyjść. Podejrzewam, że dostał dodatkowe punkty. Dziwne, że nie wlepił mu jeszcze medalu za specjalne zasługi dla szkoły - mruknął, a ja zdałam sobie sprawę, że Harry miał rację, gdy zauważyłam wchodzącego Ślizgona z zadowoleniem wypisanym na twarzy. No tak, Snape od zawsze faworyzował uczniów ze swojego domu, zazwyczaj kosztem Gryfonów.
  -Powiedz mi, Hermiono... zauważyłaś coś dziwnego na Mapie Huncwotów? - zapytał Harry, nie spuszczając ze mnie wzroku.
  -Niestety, ale Malfoy praktycznie cały czas przebywał w salonie Ślizgonów, nawet pojawił się na uczcie bożonarodzeniowej, nad czym ubolewam - skłamałam i z przerażeniem zauważyłam, że coraz łatwiej mi to przychodzi.
  -Musiałaś mieć paskudne Święta, prawda?
  -Nie było tak źle, nie były najwspanialsze, ale dało się przeżyć. A... jak ty się czujesz, Harry? - zapytałam miękkim głosem, wpatrując się w mego przyjaciela przenikliwym spojrzeniem. Tak naprawdę nigdy nie rozmawiał ze mną lub z Ronem ani z kimkolwiek innym na temat śmierci Syriusza. Prawdopodobnie wolał w samotności przeżyć tak straszliwą stratę najważniejszej osoby w jego życiu i mimo że udawał wesołego, ja widziałam jak czasem się wyłączał. Wiedziałam również, że cały czas nosił przy sobie kawałek lusterka, które niegdyś należało do jego ojca i samego Syriusza. Wyglądało na to, iż nadal liczył, że ujrzy w nich swojego ukochanego ojca chrzestnego.
Harry spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, jakby od razu zrozumiał, o co pytam. Po chwili nie mógł znieść mojego spojrzenia i odwrócił swoje, wpatrując się w talerz.
  -Było... miło. Mama Rona jak zwykle ugotowała sporo jedzenia i każdemu zrobiła sweter, a Percy po raz kolejny odesłał swój prezent. Pokłóciłem się też trochę z Lupinem o Snape'a, ale chyba już jest okej, a...
  -Harry... - przerwałam mu ten potok słów, czując jak w gardle zbiera mi się nieprzyjemna gula. Było mi niewyobrażalnie przykro, widząc jak mój przyjaciel próbuje na wszelkie sposoby ukryć swój ból.
  -Wybacz, Hermiono, ale muszę iść na wróżbiarstwo. Powodzenia na starożytnych runach - powiedział, po czym zostawiając pół zawartości talerza, opuścił jak najszybciej Wielką Salę. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i postanowiłam ruszyć na lekcje.
  Prawda jednak była taka, że zbliżała się noc, a właśnie wtedy miałam dodać przedostatni składnik do eliksiru. Podświadomie czułam, że coś się wydarzy, dlatego ciężko było mi się na czymkolwiek skupić.


***


  Jak zwykle w takie wieczory, czekałam w salonie Gryfonów, aż całkowicie opustoszeje. Harry nie pytał o Mapę Huncwotów ani o pelerynę-niewidkę. W zasadzie dobrze się złożyło. Miał wtedy wystarczająco na głowie, więc sprawa Malfoya zeszła na drugi plan, a na pierwszy wysunęły się treningi quidditcha, sprawa ze wspomnieniem Slughorna, zaległości w szkole oraz problemy ze Snapem, który, nie mogąc znieść, że Harry daje sobie świetnie radę nie tylko u niego na Obronie przed Czarną Magią, ale także na Eliksirach, których jeszcze rok wcześniej nauczał, zaczął zadawać jeszcze więcej prac domowych i dodatkowych ćwiczeń. No i w dodatku, od czasu do czasu, o ile Dumbledore był w Hogwarcie, analizowali dokładnie wspomnienia Voldemorta. Harry nic z nich jeszcze nie rozumiał, co jeszcze bardziej mąciło mu w głowie.
  Obiecałam więc Harry'emu, że w razie, gdybym dostrzegła coś ciekawego na mapie, to zaraz  go o tym powiadomię. Prawda jednak była taka, że kiedy tylko nadarzała się okazja, to przyglądałam się w kropkę z nazwiskiem Draco Malfoy. Czasem rozglądałam się za Samathą Raven, ale jej tajemnicze zniknięcie z Hogwartu było coraz bardziej namacalne i nawet nauczyciele zaczęli się martwić. Oczywiście próbowali zatuszować wszelkie dowody, tłumacząc, że zachorowała i niektórym uczniom to wystarczało, ale nie mi. Początkowo Ginny towarzyszyła mi w snuciu różnych hipotez i poszukiwaniu poszlak świadczących, że panna Raven zniknęła ze szkoły z innych powodów aniżeli poważna grypa, jednak z czasem i ona uznała, że gdyby coś się działo, to na pewno by się to zaraz rozeszło po szkole i poinformowała mnie, że mam taką samą paranoję na punkcie Sam, jak Harry na punkcie Malfoya. Lecz niezależnie od zapewnień kadry nauczycielskiej i kilku osób z Gryffindoru, coś cały czas podpowiadało mi, iż ma to związek z ostatnim wypadkiem, którego ofiarą była Katie Bell. Możliwe, że już wtedy zostałoby to zatuszowane, gdyby Katie nie była graczem w drużynie qudditcha oraz gdyby nie było przy tym aż tylu świadków. Zamierzałam rozwiązać tę zagadkę, ale dopiero gdy Eliksir Wielosokowy będzie gotowy.
Siedziałam w moim ulubionych fotelu przy kominku. Było już kilka minut przed pierwszą, a za oknem znowu zerwała się śnieżna wichura. Wszyscy uczniowie, w tym ja, nie mogli się doczekać, aż nadejdzie wiosna, a tuż z nią ciepło, dzięki któremu będą mogli odrabiać prace domowe nad jeziorem, oglądając przy tym wylegująca się na słońcu kałamarnicę. Podniosłam leniwie wzrok, rozglądając się po pomieszczeniu i ujrzałam w nim jeszcze dwójkę siódmoklasistów, którzy najwyraźniej już zakuwali do owutemów. Wróciłam spojrzeniem na mapę i ze zdziwieniem spostrzegłam Malfoya, który był na schodach między drugim a trzecim piętrem. Serce gwałtownie mi przyspieszyło, ponieważ wiedziałam, że szedł w kierunku Pokoju Życzeń. Uradowałam się, gdyż myśl o tym, iż spotkam Ślizgona tamtego dnia i być może porozmawiam z nim choć trochę normalnie, dawała mi niesamowitego kopa niczym mugolski energetyk. Problemem byli tylko Gryfoni siedzący jeszcze w Pokoju Wspólnym, lecz musiałam coś wymyślić.
  Udając ogromne zmęczenie, zerknęłam jeszcze na mapę i zauważyłam, że Mafloy jest już na piętrze piątym. Trochę podziwiałam chłopaka; w końcu szedł w nocy i najwyraźniej nie bał się konsekwencji, jakie spotkałyby go, gdyby wpadł na któregoś z nauczycieli.
  Poszłam w stronę schodów do dormitorium, a para siedząca przy stole nawet nie zwróciła na mnie uwagi. W połowie drogi na górę przystanęłam i narzuciłam na siebie pelerynę Harry'ego, wyjmując ją ówcześnie z torby. Dopiero gdy wyszłam i znalazłam się poza zasięgiem wzroku Grubej Damy, zatrzymałam się i wyjęłam mapę. Malfoy był już na moim piętrze i, tak jak przypuszczałam, szedł do Pokoju Życzeń. Stanął przed drzwiami i trzymając się za brodę, przeszedł kilka razy aż w końcu ukazały się wrota prowadzące do środka. Cichaczem wślizgnęłam się za nim zanim zdążył choćby wziąć oddech.
  -Granger? - zapytał w przestrzeń z niemal namacalnym niepokojem w głosie. Malfoy prawdopodobnie martwił się, że zrezygnowałam nie tylko z warzenia eliksiru, ale straciłam także chęć na penetrację jego umysłu.
  Chciałam już się ujawnić, gdy nagle stało się coś, co zmieniło wszystko.
Draco oparł się dłońmi o blat stołu i napierając na nie, spuścił głowę, a z jego ust wydobył się histeryczny szloch. Był to ten rodzaj rozpaczy, który widziałam u Harry'ego dwa razy - gdy dowiedział się, że to rzekomo Black wydał jego rodziców, mimo że był ich przyjacielem oraz w chwili, gdy Syriusz wpadł za tę przeklętą zasłonę.
Podeszłam cicho, stając z lewej strony Malfoya i naprawdę do tej pory nie wiem, skąd znalazłam u siebie tyle odwagi, aby wysunąć  prawą dłoń spod peleryny i położyć ją na ramieniu chłopaka, a drugą zsunąć z siebie przykrycie, które ukrywało moją obecność w tym pokoju.
  I wiecie co? Draco Malfoy nie odtrącił mojej dłoni, nawet gdy zrozumiał, że byłam świadkiem jego chwili słabości.
  Od tamtej pory nic już nie było takie, jak dotychczas...


_____________

Rozdział skończony!
Chyba jestem z niego zadowolona. Powoli akcja się rozkręca i możliwe, że za jakieś 5 rozdziałów będzie koniec... części pierwszej. :) Zobaczę tylko, ile mi to zajmie, może więcej niż pięć, zobaczymy.
Miało być 8 stron Worda, jest 7, ponieważ chciałam skończyć w tym momencie. ;) Niestety, nie umiem pisać długich rozdziałów, ale walczę z tym. :D
Jestem trochę zawiedziona liczbą komentarzy pod ostatnim rozdziałem, ale może jest to głównie z mojej winy - zbyt długo przerwa między piątym a szóstym rozdziałem. Mam nadzieję, że po tym będzie ich więcej.
W tym tygodniu wyjeżdżam (7.08) na dwa tygodnie, lecz postaram się coś jeszcze dodać. Może nie tyle rozdział, co jakąś miniaturkę, ale nie obiecuję, ponieważ mam jeszcze urwanie głowy z organizacją mojej osiemnastki, która jest właśnie za mniej niż dwa tygodnie. :) No zobaczymy. Rozdział ósmy zaczęłam już pisać, to może mi się uda.

Pozdrawiam i liczę na komentarze,
Cave Inimicum

PS. Zmieniłam trochę playlistę, zwłaszcza jej wygląd. Mam nadzieję, że podoba się Wam ona choć w połowie tak jak mi. <3
Czekam również na nowy szablon, trochę mi się ten znudził, chociaż jest taki piękny. :)