-Dzięki - mruknął chłopak, biorąc ode mnie szklankę wypełnioną jego ulubionym trunkiem. Siedział na krześle przy stole naprzeciwko mnie. Zajęłam się eliksirem, aby dodać przygotowaną skórkę boomslanga do niego. W rzeczywistości chciałam po prostu unikać wzroku Ślizgona, gdyż nie byłam pewna, jak zareaguje, gdy się już uspokoi. W końcu byłam świadkiem jego chwili słabości. Nie wiem, czy ja sama chciałabym, by ktoś widział mnie w takim staniem, a co dopiero przedstawiciel drugiej płci. Przymknęłam oczy, wypuszczając powoli powietrze z płuc. Musiałam się uspokoić.
W końcu Draco siedział dość blisko, wpatrując się tępo w ścianę i co jakiś czas jedynie unosząc szklankę do ust, aby upić z niej kilka łyków alkoholu.
Gdy opanowałam drżenie dłoni, by były choć trochę zdolne do używalności, i zaczęłam ścierać skórkę boomslanga nad kociołkiem. Pod wpływem dodania tego składnika, eliksir niebezpiecznie zabulgotał i zaczął przybierać barwę zgniłej zieleni. Świetnie, pomyślałam, został już tylko jeden składnik do dodania. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam układać wszystko na stole, żeby nie zostawić po sobie bałaganu. Nienawidzę, gdy mam coś do zrobienia i zamiast brać się od razu do roboty, muszę sprzątać, dlatego wolałam zrobić to przed wyjściem z Pokoju Życzeń.
-Zastanawiałaś się kiedyś, co by było, gdybyś wybrała złą stronę? - zapytał cicho Malfoy, a ja podskoczyłam ze strachu. Nie sądziłam, że w ogóle się do mnie odezwie.
-Co masz na myśli? - szepnęłam, czując jak spinają się wszystkie moje mięśnie.
-Złą stronę, Granger, złych ludzi.
-Świat wcale nie dzieli się na dobrych ludzi i śmierciożerców, bo wszyscy mamy w sobie tyle samo dobra co zła. Tylko od nas zależy, jaką drogą pójdziemy. Taka jest nasza natura.
-Czyje to słowa? - spytał chłopak, a ja wyczułam w jego głosie pogardę.
-Syriusza.
-Syriusza Blacka? - Uniósł wysoko brwi i pierwszy raz tego wieczoru spojrzał wprost na mnie. - Tego Syriusza Blacka? Proszę, proszę, cytujesz morderców?
-Syriusz był niewinny, udowodniliśmy to w zeszłym roku po jego śmierci - warknęłam.
-Możliwe, jednak nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-Nigdy nie wybrałabym złej strony. Wolałabym umrzeć, niż przyłączyć się do Ciemnych Mocy. Sądzę, że ty też.
-Skąd ta pewność? - zadał mi pytanie tak cicho, że ledwie je usłyszałam.
-Wątpię byś był zły, Malfoy. Wydajesz się być dobrym człowiekiem, mimo tych lat wyraźnej niechęci.
Patrzyłam przez chwilę w oczy chłopaka i po kilku sekundach, które trwały jak wieczność, odwrócił swój wzrok z powrotem, wbijając go w pustą już szklankę.
-Jak twoja Szafka Zniknięć? - zapytałam, gdy cisza zaczęła mi już ciążyć.
-Lepiej, jednak nadal coś jest nie tak - mruknął, a ja wpadłam na pewien pomysł.
-Skoro teraz już o niej wiem, to może byś mi ją pokazał?
-Może - odpowiedział lakonicznie, a ja pomyślałam, że gdyby nie jego humor, to pewnie uśmiechnąłby się z ironią.
-Rozmawiałam dzisiaj z Nottem - oznajmiłam, uważnie wpatrując się w twarz swojego rozmówcy, lecz ten sprawiał wrażenie niezainteresowanego tą nowiną.
-Czyżby?
Wzięłam kilka głębszych wdechów, by opanować zdenerwowanie. Chciałam właśnie powiedzieć mu coś ważnego, a on zachowywał się jak rozkapryszona nastolatka.
-Owszem, prosił mnie, bym kontynuowała z tobą naukę oklumencji i byłam nawet gotowa przystać na tę prośbę, ale widzę, że nic tu po mnie - warknęłam, wstając od stołu i ruszając w stronę wyjścia. Gdy usłyszałam upadające krzesło za swoimi plecami, nie zwróciłam na to uwagi, dlatego byłam zdziwiona, kiedy przede mną wyrósł Malfoy.
-Poważnie? - zapytał z niedowierzaniem, a ja zmarszczyłam brwi i przytaknęłam głową. Chłopak wyglądał na wyraźnie podnieconego i znacznie bardzie odprężonego niż przed kilkoma minutami. - Przenajświętszy Salazarze, jesteś wspaniała, Granger - powiedział cicho i przyłożył zewnętrzną stronę swej dłoni do mego policzka, delikatnie go gładząc. Po chwili odsunął ją, a ja nadal czułam ją na mojej skórze.
-Ja... To znaczy... Dziękuję - wyjąkałam i odchrząknęłam, bo nagle coś zaczęło mi przeszkadzać w gardle. To wszystko stawało się coraz trudniejsze.
-To co, zaczynamy? - zaproponował i jakby nigdy nic odszedł na drugi koniec sali, wyciągając po drodze różdżkę z kieszeni swych eleganckich czarnych spodni. Gdy odwrócił się w moją stronę, spostrzegłam, że znowu przybrał na twarz swą maskę obojętności.
-Ale jak to? Teraz? - zapytałam, a z moich ust wydobył się... śmiech. Pierwszy raz rozluźniłam się w jego obecności, tak po prostu czułam się swobodnie. Jakbyśmy codziennie widzieli siebie w chwilach słabości i zaglądali sobie w umysły.
-Czemu nie? Muszę korzystać, nim znowu mi uciekniesz - odpowiedział, a ja się zaczerwieniłam. Draco myślał, że go unikam, podczas gdy ja myślałam zupełnie na odwrót. No tak, przecież jak tylko weszłam do pokoju, od razu zapytał, czy jestem. Najwyraźniej się mijaliśmy.
-Mogłabym powiedzieć ci to samo - mruknęłam pod nosem tak, by tego nie usłyszał. Wyjęłam różdżkę i starałam się oczyścić umysł na wypadek, gdyby Malfoyowi udało się odeprzeć zaklęcie. Przecież nie mogłam pozwolić, aby dowiedział się o lekcjach Harry'ego z Dumbledorem lub... tego, co zaczynałam czuć.
-Legilimens - powiedziałam, a moja różdżka gwałtownie zadygotała. Nie pojawił się żaden strumień światła, ponieważ tak miało być. W końcu zaklęcie działało na umysł, a na ciało.
I znowu w mojej głowie pojawiły się wspomnienia Draco, tym razem trochę bledsze, jakbym patrzyła przez mgłę. Zobaczyłam znowu butelkę miodu pitnego, który bez przerwy się przewijał przez jego myśli, twarz Snape'a wykrzywiona w złości na chłopaka, Bellatriks Lestrange, przez którą przebiegł mi po plecach dreszcz, a na samym końcu ujrzałam Katie Bell, która wychodziła z Trzech Mioteł z paczką w dłoniach.
Nagle, zupełnie niespodziewanie coś, a raczej ktoś, wyrzucił mnie z myśli chłopaka, a ja zachwiałam się i upadłam na ziemię. Na szczęście w ostatniej chwili pode mną znalazła się miękka poduszka, więc oszczędziła mi niepotrzebnego bólu wywołanego upadkiem.
-Nie ma za co - powiedział rozbawiony Malfoy, choć dostrzegłam, że jest czymś zdenerwowany. Czasem łatwo można było czytać z jego twarzy, oczywiście tylko, gdy się zapominał, co zdarzało się rzadko.
-Dzięki - mruknęłam z niezadowoleniem na twarzy, domyślając się, że to on pomyślał o poduszce, a Pokój Życzeń od razu spełnił jego myśli. - Malfoy?
-Mmm? - Podniosłam wzrok i zauważyłam, że chłopak podszedł do ogromnej półki z książkami, które nagle niesamowicie go zainteresowały.
-Czy to była Katie? Katie Bell?
-Możliwe, wielu jest uczniów w Hogwarcie.
-Ale ona trzymała paczkę, w której był ten naszyjnik! - zawołałam i z ekscytacją złapałam za bark Dracona, odwracając go w swoją stronę. - No myśl, Malfoy! Na pewno widziałeś, kto za tym stoi!
Draco powoli skierował wzrok w moje oczy, a jego były przy tym tak zimne i obojętne, że aż mnie to zabolało, choć sama nie wiedziałam, dlaczego. Wpatrywał się we mnie kilka sekund za długo, a ja czułam, jakbym z każda chwilą malała pod wpływem jego spojrzenia.
-Posłuchaj mnie teraz Granger, bardzo uważnie - zaczął, nie odrywając wzroku od mej twarzy. - Pod żadnym pozorem nie brnij w sprawę tej durnej Gryfonki, jasne?
-Ale... - urwałam, gdyż Malfoy przyłożył palec do moich warg.
-Nie ma żadnego "ale". Są to sprawy, które przekraczają poza twoją niewinną naturę, Granger, dlatego nalegam, byś dała temu spokój.
-Malfoy! - krzyknęłam, gdy udało mi się w końcu zabrać jego dłoń z moich ust. - Nie rozumiesz, że ona prawie zginęła?! Do jasnej cholery, przecież widzę, że coś wiesz! Musisz o tym powiedzieć dyrektorowi!
-Nie, Granger - warknął takim tonem, że od razu odechciało mi się z nim rozmawiać. - To musi zostać naszą małą tajemnicą, dobrze? Kiedyś wszystko ci wytłumaczę, ale teraz nie to jest najważniejsze.
-W porządku - powiedziałam i cofnęłam się dwa kroki, gdyż jego bliskość zaczynała mnie irytować. - Pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Pokażesz mi tę przeklętą szafkę.
***
Ciężko było mi uwierzyć, ale już kilka minut później staliśmy znowu na siódmym piętrze, ukryci pod peleryną Harry'ego. Malfoy zaczął chodzić razem ze mną z jednego końca drzwi do drugich, intensywnie myśląc nad wnętrzem pomieszczenia. Chwilę później weszliśmy do środka, a Draco zdjął z nas lśniącą pelerynę-niewidkę, oddając mi ją. Zdziwiłam się, że o nic nie pytał. W końcu peleryna była skarbem Pottera i jako jedyna w całym czarodziejskim świecie działała bez szwanku. Wszystkie inne były marnymi podróbkami zaczarowanymi przeróżnymi zaklęciami, które działały krócej niż miesiąc.
Pokój Życzeń w niczym nie przypominał eleganckiej sali wystrojonej w zwierciadła, dywany i meble z najdroższych materiałów. Nie było na środku dębowego stołu z ręcznie rzeźbionymi nogami, przedstawiającymi na samej górze nóg sceny średniowiecznych polowań. Tym razem byliśmy w pokoju pełnym... wszystkiego. Były tam jakieś stare książki, gryzące frisbee, połamane meble, puste klatki czy nawet... żywe chochliki. Jeden z nich podleciał do mojej głowy, łapiąc za moje włosy, ale Draco od razu zaatakował go jakimś zaklęciem, a tamten odleciał, płacząc i wygrażając nam pięścią. Dostrzegłam, że jego głowa zaczęła się dymić.
Malfoy minął mnie bez słowa i ruszył przed siebie, a ja podążałam jego śladem. W pewnym momencie gwałtownie się zatrzymał, a ja, zafascynowana pokojem, nie zauważyłam tego i na niego wpadłam. Ten jednak tego nie skomentował, a jedynie wyciągnął ręce i pociągnął za skraj ogromnej narzuty, która opadła z łoskotem na ziemię.
Naszym oczom ukazała się potężna czarna szafka pełna ozdobnych zawijasów, lśniących nawet w ciemności panującej w pokoju.
-Proszę bardzo, Granger. Jeśli uda ci się ją naprawić, to przyznam w końcu, że zasługujesz na miano czarownicy - mruknął, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Wyciągnęłam różdżkę i jednym machnięciem zapaliłam pochodnie, by lepiej widzieć ten mebel.
-Zanim zacznę, chcę wiedzieć, do czego ci ona potrzebna - oznajmiłam, a Malfoy parsknął ironicznym śmiechem, lecz jego oczy pozostawały bez wyrazu. Były wyjątkowo puste, pozbawione jakichkolwiek emocji.
-Zapomnij - powiedział i sięgnął po przewrócone krzesło z odłamanym oparciem. Szybko naprawił je jednym zaklęciem i usiadł na nim przodem do oparcia, opierając o nie ręce. - Czyli co? Tchórzysz?
-Zapomnij - powtórzyłam i zaczęłam uważnie przyglądać się szafce. Zaczęłam rzucać kilka zaklęć, które miały sprawdzić jej stan. - Matko, to wygląda, jakby jakiś wyjątkowo głupi troll górski w niej grzebał... - szepnęłam, zapominając, że ten "troll górki" siedzi niedaleko.
-Granger, nadal tu jestem! - warknął wściekły Malfoy, a ja uśmiechnęłam się wrednie pod nosem.
Nie wiem, ile trwały moje oględziny szafki, ale z każdą minutą odczuwałam coraz większą siłę pałającą od tego mebla. Nieprzypadkowo nazywali mnie najmądrzejszą czarownicą od czasu Roweny Ravenclaw. Wszystko miałam zawsze opanowane do perfekcji, więc zdziwiłam się, że naprawa idzie mi tak łatwo.
-Podejdź tu, Malfoy - szepnęłam, jakbym bała się przerwać ciszę i napięcie panujące w pomieszczeniu. Usłyszałam jak Draco się podnosi i chwilę później podszedł do mnie.
-O co chodzi?
-Widzisz to? - zapytałam, wskazując na małe wgniecenie w środku pomiędzy półką a ścianką szafki. - To zakłóca całą potęgę tego mebla. Ale jeżeli zrobimy tak... - Tu urwałam i stuknęłam różdżką, a naszym oczom ukazało się lazurowe światło, a po chwili odrzuciło nas kilka metrów do tyłu.
-Granger, do jasnej cholery, jeśli ją zniszczyłaś, to przysięgam, że tego pożałujesz! - krzyknął przerażony Malfoy, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi i od razu biegnąc w stronę szafki.
-Musisz tam coś włożyć, wtedy zadziała - powiedziałam słabym głosem, czując ból w głowie. No tak, uderzyłam w coś twardego i teraz nie mogłam się nawet podnieść.
Widziałam jak przez mgłę, że Malfoy wątpi w moje słowa. Patrzyłam jak sięga po piękne zielone jabłko i wkłada je do środka. Po zamknięciu drzwiczek wyszeptał "Harmonia nectere passus", a moich uszu dobiegł dziwny dźwięk, wydobywający się z wnętrza mebla. Po kilku sekundach ponownie usłyszałam ten sam dźwięk. Draco wyciągnął to samo jabłko i wydał z siebie okrzyk radości.
-Granger! Udało się! - zawołał, odwracając się w moim kierunku.
-Malfoy, pomóż mi... - szepnęłam, ale Draco tego nie usłyszał. Podszedł do mnie i chciał mnie chyba uściskać. Nie wiem, nigdy się nie dowiedziałam, bo Malfoy uklęknął przy mnie, odkładając zielone jabłko obok nas i kładąc delikatnie dłoń na potylicy mojej głowy. Gdy ją oderwał, dostrzegliśmy na jego bladej skórze smugę jakiegoś czerwonego płynu.
-Cholera, Granger, ty głupia dziewucho - warknął i złapał mnie jedną ręką pod zgięcia w kolanach, a drugą pod szyję, unosząc mnie, jakbym nic nie ważyła. Zanim zemdlałam, dostrzegłam jeszcze ślad zębów odznaczających się na wcześniej nieruszonym, świeżym jabłku.
***
Nie wiedziałam, ile tak leżałam, ale łóżko było tak wygodne, że nawet nie miałam ochoty otwierać oczu. Przeciągnęłam się tylko, mrucząc przy tym z przyjemności i już miałam odwrócić się na drugi bok, gdy usłyszałam:
-Już nie śpisz?
Zamarłam. Próbowałam sobie przypomnieć, co się stało. W pewnym momencie pojawiły się obrazy z poprzedniego dnia i automatycznie dotknęłam tyłu mojej głowy. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że nic tam nie ma.
-Co...? - zaczęłam, lecz Draco mnie uprzedził.
-Proste zaklęcie uleczające, nic specjalnego.
-Dzięki - burknęłam niezadowolona z faktu, że to właśnie on mnie uratował przed... właściwie sama nie wiem przed czym.
Przez chwilę panowała cisza. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i zerknęłam kątem oka na Malfoya, który siedział w bezpiecznej odległości od łóżka w fotelu, czytając książkę. A przynajmniej próbował to robić, bo od kilku sekund jego oczy wpatrywały się w jeden punkt. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byliśmy w rogu tej samej sali, w którego stała szafka. Zastanawiałam się, czy Draco zażyczył sobie to łóżko, czy może ono też było w tym pokoju. Zerknęłam w stronę ściany, przy której siedziałam. Dostrzegłam wielkie okna, za którymi rozciągał się piękny widok gór ukrytych pod śniegiem.
-Dlaczego odleciałam? - zapytałam, nie odrywając wzroku od pejzażu, który wprawiał mnie w melancholię.
-Siła zaklęcia, które rzuciłaś, tak nas odrzuciła, że się przewróciliśmy. Ja miałem szczęście i uniknąłem wszelkich wypadków - wytłumaczył, nie odrywając wzroku od księgi, którą trzymał w dłoniach. - Jednak ty, rzecz jasna, musiałaś wpaść na coś ostrego i rozcięłaś sobie głowę - dodał z ironicznym uśmiechem. Postanowiłam tego nie komentować.
-Co z szafką?
-Naprawiona.
Milczałam, wpatrując się w niego z uniesioną brwią i wyraźnie czegoś oczekując. W końcu nawet sam Malfoy nie mógł dłużej udawać, że aż tak wciągnęła go lektura i uniósł wzrok, patrząc na mnie ze zdenerwowaniem.
-Czego? - warknął, a ja przybrałam na usta najbardziej wredny uśmiech, na jaki było mnie stać.
-Pamiętam, co mi obiecałeś, jeśli naprawiłabym szafkę. A ją naprawiłam, sam to powiedziałeś.
Malfoya sparaliżowało. No tak, jak mógłby przyznać, że ja, Hermiona Granger, zasługuję na miano czarownicy? To było sprzeczne z jego dumą. Choć z drugiej strony, gdyby nie dotrzymał danego słowa, to nie zgadzałoby się z honorem, jaki posiadał chyba każdy Ślizgon. Wyraźnie widziałam, jak toczy ze sobą wewnętrzną walką pomiędzy przyznaniem się do błędu, którym kierował się od kilku lat a z jego ego.
-Chyba śnisz.
-Marny z ciebie Ślizgon, skoro nie potrafisz przyznać się do tego, co jest tak oczywiste.
-Oczywiste? Coś mi się zdaje, że za mocno walnęłaś się w ten napuszony łeb.
-Wcale nie jest napuszony! - krzyknęłam, zrywając się na równe nogi i stając nad chłopakiem. Przez chwilę patrzył na mnie z dziwnym błyskiem w oku, a po chwili sam wstał i znowu nade mną górował.
-W porządku, jak wolisz, może być nastroszony.
Moje oczy zwiększyły się do rozmiarów obiadowych talerzy i wręcz czułam błyskawice, którymi ciskałam w blondyna.
-Przynajmniej nie jestem tlenioną fretką - warknęłam i wiedziałam, że trafiłam w czuły punkt. Malfoy popchnął mnie na pobliską ścianę, przygwożdżając mnie do niej swoim ciałem. Złapał mnie za nadgarstki, unieruchamiając je nad moją głową.
-Odszczekaj to - zażądał.
-Zapomnij.
-Jeśli nie, to tego pożałujesz.
-Rób co chcesz - powiedziałam dobitnie, jednocześnie próbując uwolnić moje nadgarstki spod jego uścisku, wydając z siebie jęk bezsilności.
-Gdybym zrobił to, na co rzeczywiście mam ochotę, to na pewno byś jęczała i to nie w taki sposób - szepnął cicho, uśmiechając się złośliwie, a ja miałam wielką ochotę dać mu w twarz.
-Jak śmiesz?!
-Złość piękności szkodzi, Granger - szepnął mi do ucha, a po moich plecach przeszedł dreszcz... przyjemny dreszcz pomieszany z podnieceniem i złością. Zanim puścił moje nadgarstki, pocałował płatek mojego ucha i dodał: - Zasługujesz na miano czarownicy, jak nikt inny, Granger.
Nim zdążyłam się poruszyć, on już odsunął się ode mnie, ruszając w stronę wyjścia. Cała dygotałam od nadmiaru emocji. Wyciągnęłam ze złością różdżkę i krzyknęłam:
-Drętwota!
Draco ledwo uchylił się przed tym zaklęciem, jednak wystarczyło jedno jego spojrzenie, abym wiedziała, że będę tego żałować.
-Trzeba było użyć zaklęcia niewerbalnego - warknął i zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, on już zaczął iść z wściekłą miną w moim kierunku. Zadziałałam instynktownie i zaczęłam uciekać, zrzucając po drodze meble ze szczytów gór, jakie tworzyły śmieci w tym pokoju. Słyszałam jego kroki i nic nie mogłam już zrobić, jak kierować się do wyjścia, którego jak na złość nie mogłam znaleźć.
-Nie uciekniesz mi, Granger! To ja wszedłem do tego pokoju pierwszy i tylko ja mogę zdecydować, gdzie pojawią się drzwi! - krzyknął, a ja poczułam się bezsilna. Skręcałam pomiędzy stosami nieużywanych rzeczy, by zgubił mój trop, gdy nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka. Wydałam z siebie zduszony krzyk, gdyż myślałam, że to Malfoy, jednak okazało sie, iż przede mną stoi Blaise Zabini.
-Granger?
-Błagam, ratuj mnie - powiedziałam ledwo poruszając ustami, a Blaise uśmiechnął się w ślizgoński sposób.
-Skoro Draco pokazał ci to miejsce, to znaczy, że rzeczywiście musi ci ufać. Chodź za mną - mruknął i łapiąc mnie za łokieć, poprowadził w tylko sobie znanym kierunku.
-Szybciej, szybciej - szeptałam, chcąc jak najszybciej oddalić się od Dracona. Niestety, zapomniałam, że Ślizgonom pod żadnym pozorem nie wolno ufać.
-Cześć, Draco, znalazłem twoją zgubę - poinformował Malfoya, który stał przed nami z triumfalnym uśmiechem na ustach. Przełknęłam głośno ślinę, gdyż wiedziałam, że mam marne szanse w starciu z dwoma chłopakami.
-Wspaniale - powiedział Draco, podchodząc do nas powoli. Blaise mocniej zacisnął dłoń na moim łokciu, a drugą ręką uścisnął dłoń przyjacielowi.
-Nie sądziłem, że to aż tak daleko zaszło - mruknął Zabini, a ja dostrzegłam, że lekko skinął głową w moim kierunku.
-Nie miałem wyboru - warknął jego rozmówca, a jego oczy zalśniły niebezpiecznie.
-Ty zawsze masz wybór, Draco - oznajmił cicho ciemnoskóry Ślizgon, a ja miałam wrażenie, że tym razem nie mówi o mnie.
-Doskonale wiesz, że od kilku miesięcy już nie mam mieć tej przyjemności - odpowiedział Malfoy i podszedł, łapiąc mnie za drugi łokieć.
-Zostawcie mnie! - krzyknęłam ze złością, mając w głowie coraz to gorsze myśli.
-Nie ma mowy, Granger, zapamiętasz, że nie wolno rzucać zaklęciami w przeciwnika, gdy ten stoi do ciebie tyłem.
Blaise zagwizdał.
-Nieładnie. Marna z ciebie Gryfonka.
-A ty się nie wtrącaj, jesteś taki sam, jak on.
-To dla mnie komplement - odpowiedzieli równo Ślizgoni i uśmiechnęli się w ten sam wredny sposób.
~~**~~**~~**~~
Niespodzianka!
Udało mi się wcześniej skończyć! Średnio jestem zadowolona z tego rozdziału, aczkolwiek dużo w nim Dramione, a wiem, że takie lubicie najbardziej. :D
Pozdrawiam Mrs M, bo to ona mnie ciągle pospiesza, doradza i to zaszczyt być jej betą. :*
Następny rozdział nie wiem, kiedy się pojawi, bo zbliża się ostatni tydzień wakacji i chciałabym trochę z niego skorzystać, ale postaram się napisać coś jeszcze przed rozpoczęciem roku, choć niczego nie obiecuję.
Pozdrawiam,
Cave Inimicum
PS. Rozdział niesprawdzony, bo dodaję z telefonu :)
PS. Rozdział niesprawdzony, bo dodaję z telefonu :)